“W ŻYCIU NAJISTOTNIEJSZE JEST TO, BY JE PRZEŻYĆ” – O TYM, JAK PRZEŻYWA SIĘ JE NA ZANZIBARZE – KATARZYNA WERNER

Jeszcze rok temu mogliśmy zobaczyć ją na antenie TVN24. Pod koniec sierpnia 2019 roku pożegnała widzów, prowadząc po raz ostatni program “Wstajesz i wiesz”. We wrześniu “wiesz” zamieniła na “widzisz”. Od tej pory, każdego dnia wstaje i widzi wschody słońca nad Oceanem Indyjskim. Zachody celebruje wraz z mężem i 4-letnim synem na zanzibarskiej plaży. Czasem podziwia je na najprawdziwszym safari. I choć sama przyznaje, że może za dużo naoglądała się w życiu filmów przyrodniczych z cyklu “czytała Krystyna Czubówna”, z pełną odpowiedzialnością mówi, że życie jest przewrotne, życie jest ciekawe, życie jest piękne. O tym, jak Zanzibar przestał być miejscem, w którym się bywa, a po prostu jest – rozmawiałam z Katarzyną Werner, a raczej Mamą na Zanzibarze. 

Kasiu, w jednym z wywiadów powiedziałaś, że pojechałaś na Zanzibar po to, by zobaczyć jak byłoby Ci w innym życiu… Jak Ci w nim jest?

Odkrywczo i ekscytująco. Uczę się otoczenia wokół zupełnie na nowo. Uczę się samej siebie w tym otoczeniu. Właśnie przyszło mi do głowy takie skojarzenie z okresem niemowlęcym czy wczesnodziecięcym. Widzę teraz siebie jako takie dziecko, które znalazło się w zupełnie nieznanej sobie rzeczywistości. Może z tą różnicą, że jestem bardziej świadoma wydarzeń. 

Ale odpowiada Ci to raczkowanie w nowym miejscu? 

Za płotem mam zanzibarskie plaże, które należą do najpiękniejszych na świecie. Dalej – Ocean Indyjski, który jest z kolei najcieplejszym oceanem. Czuję się tu bezpiecznie. Oboje z mężem spełniamy się w nowym zawodzie, w zupełnie innym świecie. Nasz syn ma się tutaj świetnie. 

Jego radość i szczęście maluje się na każdym zdjęciu czy filmie, które wrzucasz do internetu. Od początku tak było? Jak syn zareagował na wieść, że wyjeżdżacie nie na wakacje, a do Waszego nowego domu? 

Taki mały chłopczyk potrzebuje mamy i taty. Dom jest tam, gdzie są oni. Oczywiście odróżniał polski dom i ten w Afryce, ale Zanzibar wygrał jeszcze jednym argumentem – Tymek bardzo chciał iść do szkoły. Wszystkim nawet wmawiał, że ma 8 lat, podczas gdy nie miał nawet 4. Na Zanzibarze, w przeciwieństwie do Polski, było to możliwe. 

Zanzibar spełnia marzenia?

Jak widać, nie tylko moje. Będąc jeszcze w Polsce, znalazłam na północy wyspy niewielką międzynarodową szkołę, która zrobiła na mnie fantastyczne wrażenie. Każde dziecko było innego koloru skóry i innej narodowości. Absolutny miks z całego świata! Tydzień przed czwartymi urodzinami Tymka zapisaliśmy go do tej szkoły. 

Tymek miał jakieś problemy z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości? 

Jeśli chodzi o samo miejsce, nie miał żadnych problemów. W szkole natomiast kryzysowe były 3 pierwsze dni. Nie znał jeszcze dzieci, nie mówił po angielsku, a ja zapowiedziałam mu, że nie będę siedziała ciągle obok niego w ławce. 

Jak przezwyciężyliście kryzys? 

Tymek sam go przezwyciężył. Po trzech słabszych dniach, kiedy po niego przyjechaliśmy, nawet nas nie zauważył. Był tak pochłonięty zabawą, innymi dziećmi. Dziś płynnie mówi po angielsku. Chyba nawet lepiej niż ja… 

W jednym ze swoich postów na Facebooku napisałaś, że pewnego dnia, przed snem, Tymek powiedział, że fajna jest ta Afryka. Co wtedy poczułaś? 

Szczęście. Ogromne szczęście. Po Tymku zawsze było widać, że dobrze mu w Afryce. To bardzo bystry i otwarty chłopczyk. W jego klasie jest 8 dzieci – każde z nich wygląda inaczej. Wierzę, że dla Tymka to bezcenne doświadczenie. Sama nawet trochę zazdroszczę mu tego dzieciństwa… 

Kasiu, a gdybyśmy wróciły jeszcze na chwilę do początków… Pamiętasz, kiedy pojawiła się pierwsza myśl, aby zamiast bywać na Zanzibarze, zacząć tam po prostu być, żyć? 

Pierwsza myśl o tym, że życie na Zanzibarze może być przyjemne, pojawiła się w naszych głowach, gdy byliśmy tam po raz pierwszy, na moich 40-tych urodzinach. W ramach prezentu poprosiłam męża o wyjazd w jakieś odległe miejsce. Padło na Zanzibar. Jak widać – tak już zostało. 

Przypadek czy tak miało być? 

Jadąc tam po raz pierwszy, na wakacje, niczego nie zakładaliśmy. Spodobało nam się proste, niewydumane życie tamtejszych ludzi. Dziś wiem, że ono wcale nie jest proste. Ludzie tutaj miewają ogromne problemy, z którymi wielu białych by sobie nie poradziło. 

A pomysł o przeprowadzce wyszedł od Ciebie czy od męża? 

Po powrocie do Polski tęskniłam za tym wszystkim, ale to mój mąż pierwszy zaczął o tym mówić głośno.

Długo musiał Cię namawiać? 

Niedługo. Następnym razem pojechaliśmy na miesiąc. Na próbę. Wzięliśmy ze sobą Tymka, żeby zobaczyć jak on się tam odnajdzie. 

Sądząc po tym, że byliście definiowani przez miejscowych jako Tymon, Mama Tymon i Tata Tymon, to chyba świetnie się odnalazł?

Patrząc na niego, jak po kilku godzinach gania po buszu z gromadką lokalnych maluchów pomyślałam, że dzieciom nie trzeba wiele tłumaczyć. Wystarczy im nie przeszkadzać.

Rozumiem, że następnym razem był już bilet w jedną stronę? 

Tak wyszło… Po powrocie do Polski, zaczęliśmy sprzedawać to, co mieliśmy. Wzięliśmy kredyt i wyjechaliśmy… 

A czy kiedykolwiek żałowałaś swojej decyzji, pzeprowadzki? 

Żałowałabym, gdybym takiej decyzji nie podjęła. Zresztą takie przekonanie miałam już na etapie rozmyślania o ewentualnej przeprowadzce. W naszym zamyśle miała to być przygoda, ale też spokojna druga połowa życia. Każdy ma chyba w życiu taki moment, kiedy siada i zaczyna się nad nim zastanawiać. My mieliśmy to po 40-tych urodzinach. Wiedzieliśmy, że coś chcemy z nim i w nim zrobić. Bo w życiu najistotniejsze jest to, by je przeżyć. 

Miałaś przed wyjazdem jakieś założenia, oczekiwania, które zweryfikowało życie na Zanzibarze? 

Jasne, że tak. Ruszyłam w nieznane. Okazało się, że tak naprawdę nic nie wiem. Że nie mogę myśleć już jak Europejka. Afrykanie są pod wieloma względami inni – myślą inaczej, działają inaczej. Nie ma w tym krzty oceniania. Chyba właśnie ta inność najbardziej mnie zaskoczyła. Cały czas jestem jej jednak bardzo ciekawa. Ciągłe poznawanie jej i odnajdywanie się w niej jest bardzo rajcujące. 

A miałaś jakieś obawy przed wyjazdem? Było coś, czego się najbardziej bałaś? 

Nie bardzo wiedziałam czego mam się bać. Trochę wszystkiego, ale jednocześnie niczego konkretnego. Jechaliśmy w zupełnie inny świat. Wiedzieliśmy, że może zdarzyć się absolutnie wszystko. Rzeczy, o których nie mamy pojęcia. Coś, co jest kompletnie nie do przewidzenia. Wierzyłam jednak, że wszystko jest tak naprawdę w głowie. Nastawienie ma ogromne znaczenia. Ufałam mężowi, że damy radę, a w najgorszym razie po prostu wrócimy do Polski. Tak naprawdę, nie ryzykujemy wiele, a możemy zyskać przygodę życia i ciekawą przyszłość dla Tymka. 

A jak wspominasz same początki? Co było dla Was największym wyzwaniem w nowej rzeczywistości? 

Wszystko. To, żeby zalegalizować pobyt. To, żeby znaleźć fajny dom. To, żeby zacząć pracować i zarabiać w nowym zawodzie. Wszystko gdzieś daleko w Afryce! Teraz największym wyzwaniem jest przetrwać bezboleśnie koronawirusa. 

Gdyby nie to, co aktualnie dzieje się na świecie, być może spełniałoby się właśnie Wasze marzenie o małym hoteliku. 

Z takim zamiarem tutaj przyjechaliśmy, a teraz jestem wdzięczna losowi, że go jednak nie mamy. Jeśli świat zachodni zatrzymał się na długo, takie miejsca jak Zanzibar, będą miały naprawdę trudno. On żyje z turystyki! Ci ludzie żyją dzięki turystyce! 

W takich ekstremalnych sytuacjach chyba najłatwiej jest dostrzec różnice w podejściu do życia różnych ludzi. Gdybyś miała w kilku słowach porównać takie nastawienie Europejczyków i ludzi, którzy otaczają Cię na Zanzibarze, to co byś powiedziała? 

To są zupełnie dwa inne światy. To można zauważyć od razu, nie tylko w obliczu trudnych sytuacji. Europejczycy nie mają na nic czasu. Nieustannie muszą coś robić. Non stop mają jakieś potrzeby. Tu praca – delikatnie mówiąc – nie wre. Tu się nikt nie spieszy. Tu nikt specjalnie nie liczy czasu. Chwile spędzone z drugim człowiekiem są najważniejsze i normą jest, że kierowca autobusu pełnego pasażerów zatrzyma się na środku ulicy, jeśli zobaczy na niej znajomego. On musi zamienić z nim kilka słów i wszyscy to rozumieją. 

Polakom przyzwyczajonym do innego stylu, może być ciężko to zaakceptować. 

Już się nauczyłam, że nie mogę myśleć jak Europejka. My nie potrafimy się cieszyć z tego, co mamy. Od tutejszych ludzi moglibyśmy – wbrew pozorom – nauczyć się wielu rzeczy.

W Tobie samej Zanzibar coś zmienił? Czego nauczyło Cię to doświadczenie? 

Nauczyłam się patrzeć na świat jeszcze szerzej i dostrzegać jego wielobarwność, złożoność. Widzę jak wiele rzeczy w Europie jest niepotrzebnych albo jest ich po prostu za dużo. Biały człowiek wydaje mi się też mniej szczęśliwy, mimo że ma o wiele więcej. Wychodzi więc na to, że to nie w posiadaniu jest istota. To, co rzuca się w oczy na Zanzibarze niemal od razu, to relacje międzyludzkie. Tu się wszyscy znają. Tu ludzie są ze sobą. Tu muszą ze sobą zamienić kilka słów. Samo „cześć cześć” nie wchodzi w grę. A co najważniejsze – tu na to wszystko jest czas. 

Mówi się, że Zanzibar jest rajem. Rzeczywiście może być wymarzonym miejscem do życia? 

Zanzibar wygląda rajsko i można tu rajsko pożyć. Rajem jednak nie jest. Ma swoje ciemne strony albo trudne do zrozumienia dla białego człowieka. 

Jest coś, co Ci tam nie odpowiada?

Panuje tu spora korupcja i wielu rzeczy nie można być pewnym. Jeśli człowiek zdaje sobie jednak z tego sprawę i ma respekt do tutejszych społeczności, żyje przestrzegając pewnych reguł – może żyć naprawdę przyjemnie.

W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam naprawdę przyjemnego życia i realizacji tego zanzibarskiego marzenia. Możemy spodziewać się wielkiego otwarcia hotelu, gdy tylko sytuacja na świecie się unormuje? 

To niebywałe, ale wszystko zależy od koronawirusa i od tego, kiedy ludzie znowu zaczną podróżować. Mam pomysł na oryginalny hotel i cały czas rozglądam się nad idealnym dla niego miejscem. Do tego czasu chcielibyśmy kontynuować wycieczki dla Polaków po Zanzibarze. 

Właśnie! Prowadzenie hotelu to nie jedyne zajęcie, jakie mieliście w planach. Wycieczki przez Was organizowane cieszą się chyba sporą popularnością, a Polacy chętnie podróżują w Wasze rejony, prawda?

Rzeczywiście tak jest. Z wycieczkami zadebiutowaliśmy w grudniu i szło nam naprawdę fantastycznie. Goście byli zachwyceni, a my spełnieni. Mamy w swojej ofercie kilka propozycji, ale cały czas pracujemy nad kolejnymi. Stawiamy na indywidualne podejście do klienta. Ważne jest dla nas to, by z każdym chwilę porozmawiać, pokazać mu to, o czym marzył, albo co go interesuje. Sama cierpiałam, gdy korzystaliśmy z tak zwanych hotelowych wycieczek i objazd autokarem hoteli współtowarzyszy trwał dłużej niż sama wycieczka.

A w przerwie pomiędzy wycieczkami zajmujecie się… 

Uczymy się suahili, poznajemy coraz więcej lokalnych ludzi i cieszymy się tym, co mamy. Regularnie pisuję też o naszym zanzibarskim życiu – zapraszam na profil Mama na Zanzibarze, na Facebooku i Instagramie.

Mamo na Zanzibarze, na sam koniec – co powiedziałabyś ludziom, którzy marzą, ale albo boją się albo nie mają pomysłu na sposób, w jaki można marzenia realizować?

Nic. Myślę, że każdy sam musi do tego dojść. Musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rzeczywiście to jest jego marzenie, czy tylko tak mu się wydaje. Czy jest gotowy na jego realizację czy nie. Życie co prawda jest tylko jedno, ale za jednego życia można przeżyć dwa albo i więcej żyć.

Pisząc te słowa, kątem oka spoglądam na film, który Kasia opublikowała właśnie na Instagramie. Widok biegającego po pustej plaży Tymka, podpisała słowami: “Wyprowadziliśmy Batmana na spacer. Bój się wirusie”. Trzymam więc kciuki za nas wszystkich, abyśmy niczym w pelerynie bohatera, pokonali wszystkie przeciwności i mieli odwagę żyć tak, aby życie przeżyć. I to nie jedno. 

2 komentarze

  • Marti

    O rajciu, aż chce się tam pojechać. Czytam to i mogłabym rzucić teraz wszystko żeby poznać to miejsce, ludzi i mentalność <3

    Aneczko, świetny wywiad! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *