Dave Nilaya

“ARTYSTA POWINIEN BYĆ WOLNY, A JEGO SIĘ OGRANICZA. POWINIEN MIEĆ MOŻLIWOŚĆ WYPOWIEDZENIA SIĘ, ALE JEGO SIĘ NIE SŁUCHA”. ZA CO POLSKĘ MOŻNA KOCHAĆ, A ZA CO JEJ NIE LUBIĆ – DAVE NILAYA

Pochodzi z Wenecji, ale od 10 lat żyje w Polsce. Najpierw swoją codzienność związał z Krakowem, po kilku latach zamieszkał w Warszawie. Jest wokalistą, kompozytorem muzyki i autorem tekstów. Zanim osiedlił się w kraju nad Wisłą, tworzył i współpracował z muzykami z Włoch, Szwajcarii i Senegalu. Polskę kocha, ale nie idealizuje jej. Potrafi wytknąć jej co nieco. Tak, jak potrafił wytknąć to i mnie. Kiedy umawialiśmy się na spotkanie, rzucił: “Czekam na to już 10 lat, Pierdoło”. Gdy po kilku dniach stawiłam się na włoskiej uczcie dumna ze swojej punktualności, stwierdził że przyszłam za wcześnie! Ot takie włoskie poczucie czasu… O życiu w Polsce, o bardziej i mniej spełnionych marzeniach i o wolności (a raczej jej braku) artystów, opowiedział mi Dave Nilaya.

Pytanie na rozgrzewkę – są pytania, których nie powinnam Ci zadawać? 

Anna, Ty jesteś dziennikarką. Pytaj o co chcesz.

Dave, dlaczego Polska? 

Proszę Cię! Dlaczego Polska, skąd pomysł, jak się tu znalazłeś – o to nie pytamy! 

Przecież pozwoliłeś pytać o wszystko!

Dobrze, masz jeszcze jakieś pytania? 

To był tylko test. Ale w tym momencie już wiem, że choć minęło 7 lat od pierwszego spotkania i kilka od ostatniego, nic się nie zmieniło… 

To zapytam przewrotnie – dlaczego Warszawa? Pamiętasz – kiedy kilka lat temu wyprowadzałam się z Krakowa i za cel obrałam sobie stolicę, powiedziałeś, że skusił mnie chyba jakiś szatan… 

Można powiedzieć, że u mnie takim szatanem były zlecenia. Miałem wtedy więcej koncertów w Warszawie, niż w samym Krakowie. Do tego występy w Domach Kultury, nagrania w telewizji… Pomyślałem, że wygodniej będzie mieszkać na miejscu, więc się przeprowadziłem. No, a później miałem więcej zleceń w Krakowie… 

Podążasz za nią, niczym za kobietą. Muzyka jest tym, co daje Ci szczęście? 

Komponowanie swojej muzyki daje mi szczęście. Zawsze chciałem być muzykiem. Móc pisać teksty, które mają jakiś przekaz. Które inspirują i skłaniają do przemyśleń. Które mogą coś zmienić dla ludzi i w ludziach. Które potrafią uruchomić ten pierwiastek w człowieku, który napędza go do działania i myślenia. Patrzenia na wszystko szerzej. 

Czujesz się aktualnie spełniony jako muzyk? 

Mam wrażenie, że obecnie rynek powoli zabija w artystach to, co naprawdę mogliby od siebie dać. Artysta powinien być wolny, a jego się ogranicza. Powinien mieć możliwość wypowiedzenia się, ale jego się nie słucha. Powiedz mi, dlaczego ludzie nie chcą słuchać autorskiej muzyki? Muzyki, która jest nowa, oryginalna? We wszystkich miejscach, w których śpiewam, ludzie chcą włoskich hitów. Na 5 bisów Volare i 10 Felicity, mogę zaśpiewać jeden autorski kawałek. 

Myślę, że polski rynek muzyczny jest bardzo skomercjalizowany. W dużym stopniu kieruje nim pieniądz, a to sprawia, że wiele utalentowanych osób nie ma szansy na wybicie się. Wiesz jak to jest – dla tych, którzy tworzą coś wbrew istniejącemu systemowi, po prostu nie ma miejsca. 

A wiesz, że kiedy w latach 60. Beatelsi wchodzili do knajpy, oni nie pytali czego ludzie chcą słuchać. Mówili, że grają to i to. Im dawało się przestrzeń, a oni mogli grać swoją muzykę. Tak samo jak wszyscy najwięksi bohaterowie sceny muzycznej. Teraz tego już nie ma. Pomyśl – dlaczego jest tak wiele gwiazd, które szybko przemijają? Dlaczego ich kariera tak krótko trwa? One nie mają możliwości wyrażenia siebie. Nie mogą dać ludziom tego, czego pragną. Jeśli chcą utrzymać się na rynku, muszą robić to, co im się każe. 

Po raz pierwszy z polską sceną muzyczną zetknąłeś się w Krakowie. Później grałeś w różnych miejscach, w różnych miastach – wszędzie jest tak samo? 

Wszędzie jest identycznie. To jest trochę demotywujące – piszesz, komponujesz, nagrywasz, a później kiedy proponujesz, że zagrasz własną muzykę, to widzisz, jak każdy przewraca oczami. Słyszysz tylko: “Zaśpiewaj O sole mio, śpiewaj O sole mio”!

Wiesz, kiedy na plakacie promującym jakieś wydarzenie widzisz, że będą największe włoskie przeboje, to ludzi to kusi. Oni mają wybór! Wolą słuchać tego, co jest im już znane.

Ale przecież to jest błędne koło… 

Nie lubisz włoskiej muzyki? 

To nie jest tak, że jej nie lubię. Są kawałki, które naprawdę mi się podobają. Ale umówmy się – Polacy znają jeden procent włoskiej muzyki. Większość zaliczyłbym jeszcze do takiego włoskiego disco-polo. Jak długo możesz śpiewać to samo? 

Ale jeden kawałek na 10 jest Twój. Nie jest to taka namiastka spełnienia? 

Problem w tym, że kiedy śpiewasz największe włoskie hity i nagle pomiędzy nie wpleciesz piosenkę, która jest nikomu nieznana, nikt na to nie reaguje. Dochodzi do tego, że grając własną muzykę, czuję się skrępowany. 

Myślisz, że we Włoszech byłoby Ci łatwiej? 

Byłoby jeszcze gorzej. Jeśli chcesz grać we włoskich knajpach, musisz grać z całym zespołem. Budżet na cały zespół wynosi tyle, ile w Polsce dostaje jeden muzyk. Musisz śpiewać kawałki, które są aktualnie na topie. 

Jak duża jest tam konkurencja?

Mam wrażenie, że ludzie tam już się poddali. Nie konkurują ze sobą. Powiedziałbym, że jest tam taka “muzyczna mafia”, czyli grupa zespołów, które grają od dłuższego czasu w tych samych miejscach. Dzielą się miejscówkami między sobą i godzą na wszystko. 

Chcesz powiedzieć, że nie ma szans, aby zrobić karierę we Włoszech? 

W muzyce? Pewnie jest. Pod warunkiem, że masz mega promocję. Powiedzmy sobie to szczerze – teraz nie musisz mieć talentu. Wystarczy, że potrafisz się wypromować. Promocja jest ważniejsza niż jakieś umiejętności.

Ale tak jest najłatwiej zostać gwiazdą…

I to jest przerażające. Patrzę na przykład jaką oglądalność mają siostry Godlewskie. Powiedz mi – jaki to jest przykład, jaki to jest wzór dla dzieci? Wyobraź sobie, że dziewczynka, która ma 10 lat patrzy na to, jak działa świat. Myśli sobie: “Aha, będę taka jak one, to będę fajna. Będę lubiana”. Z tym musi ktoś walczyć… 

Obawiam się, że nie znajdziesz wielu chętnych, ale skoro przeszliśmy już do tego, co Cię denerwuje – czego nie lubisz w Polsce?

Braku szczerości. Ludzie nie potrafią być bezpośredni. Zaczynają z Tobą rozmawiać, zaczepiają Cię chociażby na Facebooku, pytają co u Ciebie. Ty im odpowiadasz, po czym nagle znikają bez słowa. Odzywają się znów po miesiącu i mówią, że akurat wtedy, ten miesiąc temu, wpadli do nich niezapowiedziani goście. Halo – nie miałeś czasu, żeby napisać: “Sorry, mam gości. Pogadamy innym razem”. Powiedzenie tego zajęło mi trzy sekundy. To naprawdę takie trudne? W Polsce cały czas spotykam się z takimi sytuacjami. Mnie to męczy. Kiedy ktoś nagle urywa kontakt, chcę się dowiedzieć, co się stało. Pytam, czy zrobiłem coś źle? Ale ludzie unikają konfrontacji. 

Włosi są bardziej bezpośredni?

Włosi wolą się kłócić. Włoch Ci nie daruje czegoś takiego. On Cię dorwie na ulicy i zapyta: “Stary, o co Ci chodzi? Nie możesz odebrać telefonu? Nie możesz odpisać na wiadomość?”. Oni wykrzyczą sobie wszystko prosto w twarz, czasem się poszarpią. Dla jednych to koniec przyjaźni, ale oczyszczają w ten sposób atmosferę. 

Hmm… poszarpią? Nawet tutaj wychodzi włoski temperament. 

A jak jest w Polsce? Czasem mam takie wrażenie, że faceci w Polsce nie potrafią się przyjaźnić. Że jeśli nie wychodzisz co weekend na piwo, nie masz szansy zbudować jakiejś bardziej przyjacielskiej relacji. 

We Włoszech jest inaczej?

We Włoszech nie funkcjonujesz bez przyjaciół. Oni są częścią Twojego życia – przynajmniej tam, gdzie ja się wychowałem. Spotykasz się z nimi, spędzasz czas. Wspólnie gotujecie, oglądacie filmy. W Polsce nie ma na to czasu. Tutaj często funkcjonuje taki model, że przyjaźnie odżywają głównie w weekendy, kiedy możesz wyjść wspólnie na miasto, napić się. Ale nie celebruje się tutaj wspólnego czasu.

Czym jeszcze różnią się Polacy od Włochów?

Polacy nie wierzą w siebie i we własne możliwości. Włoch patrzy na wszystko bardziej optymistycznie. Nawet jak nie jest zbytnio utalentowany, podejmuje się różnych wyzwań i myśli sobie, że będzie super. Polak, nawet jak jest mega zdolny, nie wierzy w siebie. W Polsce poznałem najbardziej utalentowanych muzycznie ludzi, ale oni nie zrobią tego czy tamtego, bo to się nie uda… przynajmniej w ich przekonaniu.

A czy Twoje – typowo włoskie – pogodne podejście do życia nie wyróżnia Cię trochę spośród Polaków? 

Mówisz o tym, że kiedy wchodzę do windy i mówię “dzień dobry”, nikt nawet na mnie nie spojrzy? Kiedy wchodzę do sklepu i próbuję uśmiechnąć się do Pani za kasą, ona spogląda na mnie tak, jakbym zaraz miał zrobić jej krzywdę? Kiedy mijam się z sąsiadem i próbuję do niego zagadać, on wbija wzrok w ziemię mrucząc coś pod nosem? Tak, pod tym względem między Polakami a Włochami jest przepaść. 

A wiesz, że często wkurzasz ludzi swoim zachowaniem? Optymistycznym podejściem do życia. Myślą sobie wtedy – człowieku, z czego Ty się tak cieszysz…

Ale to jest chore! Wchodzisz do sklepu we Włoszech i już masz przyjaciela. Co chwilę przystajesz z kimś, rozmawiasz, kompletnie go nie znając. Wychodzisz ze sklepu i uśmiechasz się sam do siebie. Właśnie tak powinno być. 

Wiesz… myślę sobie, że po 10 latach w Polsce już powinieneś się przyzwyczaić. 

Zaraz wyjdzie na to, że w Polsce nic mi się nie podoba. 

Dobra, Dave, a co w Polsce Ci się podoba? 

Najpiękniejsze jest to, że Polacy potrafią się jednoczyć. Kiedy dzieje się coś złego, kiedy coś jest nie tak – pokazujecie, że jesteście razem. 

Włosi się nie jednoczą? 

Włosi nie są ze sobą solidarni. Polacy czują, że są Polakami i w tych gorszych chwilach są razem. We Włoszech ludzie są cały czas podzieleni. Jest północ, południe i centrum. 

Wiem, że nie chciałeś rozmawiać o początkach w Polsce i o tym jak i dlaczego się tutaj znalazłeś, ale przecież nie spotkaliśmy się tylko po to, by rozmawiać o tym, o czym chcesz… 

Anna, bo nie dostaniesz deseru… 

Dave, bo następnym razem, gdy zaczniemy rozmawiać, skończę rozmowę bez słowa i wrócę do niej po miesiącu…

A wiesz, że Włosi nie zawsze lubią iść na kompromisy? Pytaj…

Czy przed przyjazdem do Polski miałeś jakieś wyobrażenia o tym kraju? Coś Cię tutaj zaskoczyło?

Wyobrażeń nie miałem i może to uchroniło mnie przed większymi rozczarowaniami. Najbardziej zaskoczyło mnie jednak to, że ludzie są tutaj bardzo zamknięci. Byłem zszokowany tym, jak reagują na radość drugiego człowieka. 

Przyzwyczaiłeś się już do tego?

Nie, ja nie potrafię sobie z tym poradzić. We Włoszech, gdyby ktoś nie odpowiedział Ci “dzień dobry”, już byłbyś gotowy do bijatyki. 

Ale chyba lubisz Polskę?

Gdybym nie lubił Polski i Polaków, musiałbym mieć poważny problem ze sobą, żeby dobrowolnie zdecydować się na życie tutaj. Kocham ten kraj. Jestem wdzięczny, że mogę tutaj żyć. Ale wiesz – to trochę działa też tak, że skoro naprawdę lubię tutaj mieszkać i spędziłem tu już długie lata, czuję się trochę usprawiedliwiony i wiem, że czasem mogę też na niego ponarzekać. 

Możesz. Przez to trochę bardziej jesteś Polakiem. My lubimy sobie ponarzekać… 

Komercjalizacja rynku muzycznego być może niszczy artystów, ale nie zabija ich wrażliwości. Polska, choć wyraźnie podzielona, w oczach innych potrafi się jednoczyć. To chyba dwa najważniejsze przesłania, jakie zostały ze mną po tej rozmowie. A przecież mówią, że jeszcze będzie piękniej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *