Bartek Bobrowski

“ŻYJEMY W PEWNEGO RODZAJU BAŃKACH. GDY GRAŻA WCHODZI DO KLUBU, W KTÓRYM ZBIERA SIĘ ALTERNATYWNE QUEEROWE ŚRODOWISKO, CZY KIEDY BARTEK WCHODZI DO TEATRU – WCHODZI DO SWOJEJ BAŃKI. TAM NIKT NIE BĘDZIE NA NICH KRZYWO PATRZYŁ” – BARTŁOMIEJ BOBROWSKI

Mówi o sobie żartując, że jest nieśmiałym starszym panem. Swoją nieśmiałość ukrywa pod kilogramem makijażu. Aby odciągnąć uwagę od krzywej kreski na oku, prezentuje zgrabne nogi w niebotycznych szpilkach. Ale to robi tylko w momentach, gdy nie jest sobą, bo na co dzień jest aktorem Teatru Narodowego w Warszawie. Twierdzi, że jest szczęściarzem. Mimo to, nie raz rozważał ucieczkę z kraju, w którym utrwalany jest negatywny obraz środowiska homoseksualnego. O pasji, tolerancji i akceptacji ludzi, którzy według niektórych są jedynie ideologią, rozmawiałam z Bartłomiejem Bobrowskim.

Zaczniemy od Bartka czy od Graży? 

Jak wolisz.

No dobrze. W takim razie – jaki jest Bartek? 

Rozumiem, że zaczynamy od najtrudniejszych pytań? Jaki jest Bartek? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Trudno jest mówić o sobie. Musiałabyś zapytać moich znajomych… 

Spokojnie, chciałam tylko sprowokować odpowiedź na pytanie, czy wolisz mówić o sobie, jako o Bartku czy jako o Graży?

To są dwa odrębne światy, które się tylko czasem przenikają. Generalnie staram się pilnować, żeby Bartek był Bartkiem, a Graża Grażą. Graża Grzech jest postacią wymyśloną, a ponieważ jestem aktorem, traktuję ją bardziej jako pewnego rodzaju rolę. 

Graża jest Twoim hobby? Pasją? Nie jest to Twój pomysł na życie, prawda? 

Nie, absolutnie nie. Jestem facetem i wbrew pozorom lubię nim być. Graża jest postacią sceniczną. 

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że nie wyobrażasz sobie wyjścia na miasto w kostiumie Graży. Bawienia się i spędzania czasu jako ona. Można pomyśleć, że wyjście na scenę jako Graża jest dla Ciebie wyzwaniem. Bywa męczące? 

Bawię się tym. Muszę czerpać z tego przyjemność, bo inaczej bym tego nie robił. Aczkolwiek, kiedy w moim życiu jest za dużo dragu, mam na przykład występy trzy dni pod rząd, odczuwam już przesyt. Zaczyna pojawiać się wtedy pewien rodzaj zmęczenia materiału. Więc w trosce o komfort psychiczny, dozuję sobie tę przyjemność. 

“Stary dziad w brzydkiej peruce” – mówi Ci to coś? 

Taak! To zdanie określało moje podejście do dragu, jak byłem młody. Wtedy, gdy w ogóle mnie to nie interesowało. Być może nie trafiłem też na fajnych performerów, ale z drugiej strony – nie szukałem ich wcale.

Więc skąd zainteresowanie dragiem? Czyżby dzieło przypadku?

Od chwili, kiedy powiedziałem te słowa minęło już wiele lat. Trochę wody upłynęło. Spójrz, teraz sam jestem starym dziadem…

Mhy. Zanim powiesz za dużo – w teatrze jest miejsce na drag? Możesz przemycić jakieś elementy dragu na teatralne deski? 

To właśnie w teatrze dostałem propozycje ról, w których trzeba było balansować na pograniczu dwóch światów – kobiecego i męskiego. Zorientowałem się, że to jest mega otwierające i naprawdę sprawia mi frajdę. W międzyczasie pojawił się program RuPaul’s Drag Race, który uświadomił mi, że drag to nie tylko “stary dziad w brzydkiej peruce”. I żeby nie było wątpliwości – to są słowa młodej, głupiej osoby. Ja nie traktuję starszych ludzi z pogardą. 

W aktualnej rzeczywistości chyba lepiej dopowiedzieć taką oczywistość… Bartku, a drag jest sztuką? 

Jak najbardziej może nią być. Właśnie po tym programie pomyślałem, że z dragiem można robić fajne rzeczy. Że może warto spróbować… 

Graża Grzech jest Twoim dzieckiem? To Twój autorski pomysł?

Jak najbardziej! I powiem Ci więcej – nie ma żadnej drag matki! 

Muszę o to zapytać – makijaż! Wiesz, że niejedna kobieta pozazdrościłaby Ci tych umiejętności?

Spoko, wszystkiego można nauczyć się z YouTuba. Ale ostrzegam – mój make-up wygląda dobrze tylko na zdjęciach i z daleka, bo jest to rodzaj maski. 

Mimo wszystko – szacun! 

Ale nie potrafiłbym umalować kogoś. Umiem malować tylko siebie. 

Jakbyś przewidział moje następne pytanie… Myślałam, że załapię się na jakiś make-up. 

Spędziłem trochę czasu przed lustrem. Metodą prób i błędów znalazłem sposób na swoją twarz, ale to nie znaczy, że jestem make-up artist. 

Ile czasu zajmuje Ci umalowanie Graży? 

Zależy – od dwóch do dwóch i pół godziny. 

Ile? Myślałam, że moje 30 minut przed lustrem to dużo. 

Ale ja to lubię. Mnie to relaksuje.

Relaksuje Cię robienie kreski na oku i przyklejanie sztucznych rzęs przez dwie godziny? 

Traktuję to jako swego rodzaju medytację. Ty tak nie masz? Kiedy zajmujesz się czymś konkretnym, jesteś tym pochłonięta, nie masz czasu myśleć o niczym innym.

Muszę zweryfikować Twoją teorię podczas robienia makijażu. A powiedz mi, co najbardziej lubisz w dragu? Co Cię najbardziej pociąga? 

Na pewno drag ułatwia złapanie dystansu do samego siebie. Umożliwia zrobienie czegoś szalonego. Czegoś, o czym niejeden powie: na co ci to, po co to robisz. Ty sam nie do końca wiesz, po co to robisz, ale to jest tak odjechane, że chcesz to robić dalej. No dobra – zaspokaja też próżność. 

Aktorstwo daje Ci to samo? Możemy w jakikolwiek sposób porównać drag z aktorstwem? 

Aktorstwo i drag to są jednak dwa różne światy. Oczywiście, że na scenie korzystam z wiedzy, którą nabyłem w teatrze, ale są to bardziej kwestie techniczne. To jest zupełnie inny żywioł, inna energia. Więc wiesz – niby podobnie, a jednak zupełnie inaczej. 

Tak sobie myślę, że nie odpowiedziałeś mi jeszcze na jedno bardzo ważne pytanie – kim dla Ciebie jest Graża? 

Graża na pewno nie jest mną. 

Troszkę się odcinasz. Mówisz o niej w trzeciej osobie.

Troszkę tak. Graża jest takim potworem, który wyhodowałem na własnej piersi. Ale lubię go. 

Ten potwór, jak słodko o niej mówisz, chyba nawet stał się częścią Twojego życia? 

Zajmuje dużo miejsca w szafie. Trochę kosztuje, ale też zarabia. Więc jest do zniesienia. 

Masz jakąś koncepcję Graży? Wiesz, jaka będzie za jakiś czas? 

Nie wybiegam myślami w przyszłość. Nie mam portu, do którego muszę dopłynąć. Za jakiś czas Graży może już nie być, bo mi się po prostu znudzi. 

A Bartek prywatnie? Też nie planuje swojego życia? I też jest takim pesymistą?

Z natury jestem czarnowidzem. Czasami wyobraźnia mi trochę za bardzo pracuje i wyobrażam sobie różne straszne rzeczy. Chociaż żyjąc w naszym kraju, nie trudno wyobrażać sobie straszne rzeczy…

Chyba nawet nie musisz sobie za bardzo wyobrażać. A jeśli już nawiązałeś do naszego kraju… Czy w naszym jakże “tolerancyjnym” kraju, dużo jest przestrzeni dla takiej sztuki? 

Wydaje mi się, że coraz więcej. Weźmy jednak pod uwagę to, że rozmawiamy w Warszawie – w dużym, stołecznym mieście, gdzie jest przestrzeń ku temu dedykowana. Chociaż gdybym miał przyjść na wywiad w dragu, szedłbym z duszą na ramieniu… 

A miałam pytać przed spotkaniem, czy mam wypatrywać Bartka czy Graży.

Graży? W takim upale? Oszalałaś? Ugotowałbym się w rajstopach. 

To czego nie lubisz w Graży? 

Drag jest potwornie niewygodny. Masz na twarzy tapetę, która wysysa z Ciebie całą wilgoć. Sztuczne rzęsy są ogromne i ciążą na powiekach. Jeśli nosisz perukę – masz na głowie ciepłą czapę. Gorset, który ściska Ci wnętrzności. Siedem par rajstop i niebotyczne szpilki. Oto, co musi znieść drag queen.

A jest w aktorstwie coś, czego nie lubisz? Bo o ile Graża nie jest Twoim sposobem na życie, o tyle aktorstwo już chyba tak… Skąd w ogóle pomysł na szkołę aktorską? 

Ja zawsze byłem wstydliwym dzieckiem, a teraz jestem wstydliwym panem. Ale…

Momencik – jesteś wstydliwym panem? 

Bardzo. 

I za tą Grażą, którą widziałam na scenie też stoi nieśmiały mężczyzna? 

Wiesz co ja przeżywam przed każdym występem? 

No to muszę Ci powiedzieć, że jesteś doskonałym aktorem. Ta pewna siebie Graża, nie tylko otworzyła mnie jeszcze bardziej na nowe, ale też oswoiła z tym, co trochę “inne”. 

Myślę, że problem z brakiem tolerancji i akceptacji w Polsce wynika z tego, że wielu ludzi uważa, że nie zna żadnego geja, lesbijki, osoby transpłciowej. A powiedzmy sobie to szczerze – tacy ludzie są wszędzie, ale się ukrywają. A jaki wizerunek homoseksualisty płynie na przykład z Telewizji Polskiej, która jest totalnie propagandowa? Wydaje mi się, że nastawienie osób uprzedzonych zmienia się diametralnie w momencie, gdy poznają osobiście kogoś z tego “tajemnego kręgu”. Widzą, że to jest jednak normalny człowiek.

Niektórzy twierdzą, że to ideologia. 

Wierzę w to, że jest to tylko element gry wyborczej, ale bardzo niebezpiecznej gry. Niestety ludziom, którzy mają problem z akceptacją i tolerancją, takie słowa dodają tylko wiatru w żagle. 

A czy Bartek w życiu prywatnym spotkał się kiedyś z nietolerancją?

Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Wychowałem się w bardzo tolerancyjnej rodzinie. Co prawda bardzo późno się wyoutowałem, bo miałem wtedy 30 lat, ale było to spowodowane raczej obawami, że moi rodzice będą myśleli, że to oni zrobili coś źle. Nie chciałem, żeby szukali winy w sobie. Więc dopiero jak nieco okrzepłem w życiu, miałem stałego partnera, postanowiłem się wyoutować. Chyba jestem szczęściarzem, ale nie padłem nigdy ofiarą nietolerancji. Środowisko, w którym funkcjonuję na co dzień, też jest bardzo tolerancyjne. Tylko ten drag…

Jest jakieś ale? 

Mama bardzo to przeżywa. Boi się, że mogę dostać… hmm, nie można przeklinać? – że mogę zostać nieładnie potraktowany na ulicy. 

Ale nie afiszujesz się z tym. 

Wiesz, to jest okropne, ale jako gej dostrzegasz, że sam sobie nakładasz pewne ograniczenia. Na ulicy nie możesz zachowywać się swobodnie. Nie możesz chwycić za rękę swojego partnera. Choć i tak  uważam, że na przestrzeni lat wiele się zmieniło. 

Zmieniło się na lepsze? 

Ludzie są jednak nieco bardziej otwarci. Młodzież, która jeździ po całym świecie, ma na to inne spojrzenie. Ale nie zapominajmy, że żyjemy w pewnego rodzaju bańkach. W bańce dużego miasta, w bańce swoich znajomych. Więc kiedy Graża wchodzi do klubu, w którym zbiera się alternatywne queerowe środowisko, czy kiedy Bartek wchodzi do teatru – wchodzi do swojej bańki. Tam nikt nie będzie na nich krzywo patrzył. Więc chyba jestem szczęściarzem.

Gdybyś nie był szczęściarzem, zapytałabym Cię czy nigdy nie rozważałeś opcji opuszczenia Polski. Zamieszkania w bardziej tolerancyjnym miejscu. 

Nawet nie wiesz, jak często myślałem o tym, żeby wyjechać. Gdybym był trochę młodszy, bardzo poważnie rozważyłbym – chyba tak trzeba to nazwać – ucieczkę z Polski. Wiem, że w naszym kraju jest wiele miejsc, w których ludzie nie czują się bezpiecznie. W których homoseksualiści nie mogą mówić głośno o swojej orientacji. Pomyśl – jak czuje np. się młody gej, który żyje w małej, nietolerancyjnej społeczności, która wierzy słowom polityka, że LGBT to nie ludzie? Ja naprawdę nie mogę narzekać. Narzekam, bo lubię, bo taką mam naturę. Ale jestem w bardzo komfortowej sytuacji. Mieszkam w dużym mieście. Mam rodziców, którzy mnie akceptują. Pracuję w miejscu, w którym nikomu nie przeszkadza to, jaki jestem. Mogę czuć się jak wybraniec losu. Jak szczęściarz. 

Wiesz, jakie słowa powtórzyłeś już kilka razy podczas naszej rozmowy?

O matko! Przekleństwo? Mogło mi się wymsknąć…

Nie. Powiedziałeś, że jesteś szczęściarzem. 

Mmm… 

Czujesz się szczęśliwy? 

Różnie. Nie ma chyba czegoś takiego, jak permanentne szczęście. Są lepsze i gorsze dni. Ludzka egzystencja jest raczej smutna, ale miewam te rzadkie chwile, kiedy jestem naprawdę szczęśliwy. 

Z założenia ta rozmowa miała być pogawędką o przebierankach. Miało być kolorowo, zrobiło się tęczowo. Miało być lekko, było bardzo otwarcie i szczerze. Niezmienne zostało jedno – przekonanie, że każdy z nas jest inny. Każdy jest jedyny w swoim rodzaju. I to jest w nas najpiękniejsze. Ta “inność” bywa nawet pociągająca. Zwracamy na nią uwagę. Obserwujemy. Podziwiamy. Znajdą się i tacy, którzy wytkną palcami. Wytykać ich nie będę, bo tak nie przystoi. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *