„KAŻDY ZMARŁY JEST ZROBIONY TAK, JAKBY WYCHODZIŁ Z SALONU PIĘKNOŚCI” – ADAM RAGIEL

Technik sekcji zwłok i tanatoplastyki. Balsamista zwłok i prekursor nowych technik w branży funeralnej. Jest założycielem Polskiego Centrum Szkolnictwa Funeralnego i twórcą procedur z dziedziny profesjonalnego zajęcia się pośmiertnie ciałem człowieka. Śmierć oswoił, zmarłych się nie boi. Twierdzi, że krzywdę mogą wyrządzić tylko żywi. O umieraniu i tym, co dzieje się z ciałem, kiedy ustają wszelkie procesy życiowe, o przygotowaniu człowieka do ostatniej drogi mówi Adam Ragiel – autor książki “Bez strachu. Jak umiera człowiek”, czołowy balsamista w Polsce.

Panie Adamie, gdybyśmy zapytali ludzi czego się boją, to wielu z nich odpowiedziałoby, że śmierci. Podejrzewam, że gdybym Panu zadała takie pytanie, odpowiedziałby Pan inaczej. Oswoił się Pan ze śmiercią? 

Śmierć jest nieodzownym etapem naszego życia. Każdy z nas wyląduje kiedyś w tym samym miejscu i to jego ciało pozostanie puste. Duchowość czy ta energia – jak lubimy ją nazywać – tego już nie ma, to jest poza ciałem. Ona się ulatnia. A obcowanie ze śmiercią jako materią? Ciałem fizycznym? Oczywiście, że to można oswoić. Z drugiej strony – każdy z nas jednak obawia się tej śmierci, a raczej bólu czy cierpienia z nią związanego. Raczej myśli o tym, żeby ten koniec nie nadszedł w młodym wieku, kiedy ma się plany. W momencie, kiedy jesteśmy starsi, coraz więcej przeżyliśmy, jesteśmy już trochę zmęczeni, to przychodzi nawet taki etap, że czekamy na nią jak na ulgę. Wręcz wyglądamy tej śmierci. A umrzeć nie jest tak łatwo. 

Pan obcuje ze śmiercią innych… 

Pamiętajmy, że to jest tylko ciało fizyczne. Puste ciało. Ktoś to ciało musi „uporządkować” i przygotować do tego czasu, kiedy będzie jeszcze między ludźmi. Tak, żeby nie niosło żadnego zagrożenia, żeby rodzina mogła się z nim bezpiecznie i z godnością pożegnać. Strata bliskiej osoby, to jest bardzo ważne przeżycie i ważny moment w życiu każdego człowieka. Tutaj istotne jest to, co się dzieje z naszym ciałem po śmierci, póki jest jeszcze między nami. Wiadomo, że kiedy zostanie pogrzebane, to jest to – nie bójmy się tego powiedzieć – nic innego jak utylizacja odpadu biologicznego. Nasze ciało jest materią biologiczną i po śmierci niesie za sobą ogromne zagrożenie. Ono nie może być pozostawione samo sobie, leżeć na ulicy, na chodniku, w domu… Ktoś musi się tym zająć.

Wspomniał Pan o zabezpieczeniu ciała, które po śmierci jest po prostu bombą biologiczną. Cały proces przygotowania ciała do pochówku czy już konkretniej balsamacja, ma tak naprawdę na celu przygotowanie ciała dla rodziny, prawda? 

To jest współczesny zabieg balsamacji. Dezynfekcja, konserwacja i kosmetyka – to wszystko ma przygotować ciało tak, by rodzina mogła się z nami bezpiecznie pożegnać. By widziała osobę zmarłą tak, jakby ta po prostu zasnęła. Zapadła w spokojny sen. By oszczędzić jej masakrycznego trupiego wyglądu. 

Ale z drugiej strony balsamacja nie jest regułą. Nie ma żadnego przepisu, który zakazywałby pożegnania się z osobą, której ciało nie zostało poddane balsamacji. Mam też wrażenie, że społeczeństwo nadal ma niską świadomość tego, co możemy zrobić, jak możemy przygotować ciało do pochówku. 

Wie Pani co jest najgorsze? Czasem to bliscy zmarłego mają większą świadomość na temat balsamacji niż osoby pracujące w zakładzie pogrzebowym. Nieraz słyszałem historie, kiedy rodzina prosiła o balsamację, a w odpowiedzi słyszała: “Mumie? Jakie mumie? U nas się mumii nie robi”. 

Chce Pan powiedzieć, że problem leży po stronie branży pogrzebowej?

Ta branża żyje w bardzo dużej niewiedzy. Niestety jest bardzo mała świadomość społeczeństwa pogrzebowego na temat przygotowania osób zmarłych. Co można zrobić, jakie zabiegi można wykonać jeśli chodzi o balsamację zwłok czy nawet zwykłe przygotowanie ciała do pochówku. Brak jest wiedzy na temat tego, według jakiej procedury przygotować ciało, by było bezpieczne w kontakcie z osobami bliskimi. Ludzie pracujący w takich zakładach często nie mają pojęcia o nowych technikach balsamacji zwłok, gdzie tę mamy już od czasów wojny secesyjnej. To nie jest nic nowego! Tymczasem przepisy pogrzebowe mamy jeszcze z lat 50. więc o czym tu mówimy? Zdarza się, że rodzina przychodzi i chciałaby wykonać zabieg balsamacji, bo wie, że coś takiego w ogóle jest, że zmarły może wyglądać bardzo dobrze. Że zatarte mogą być te oznaki śmierci. I z czym spotyka się na miejscu? Dom pogrzebowy albo odradza albo wymyśla na temat balsamacji niestworzone rzeczy. Przekonują, że balsamacji nie wolno wykonać, że kosztuje kilka tysięcy złotych, że specjalistów trzeba ściągać z zagranicy…

Przydałoby się jakieś uporządkowanie przepisów pogrzebowych. 

Niby coś się działo w tym temacie, ale nadal wszystko stoi w miejscu. Kwestia przygotowania zwłok jest traktowana jako kwestia drugorzędna. Popełniłem obszerny materiał do ministerstwa o tym, jak przygotować zwłoki, dlaczego to się powinno robić, jakie to ma znaczenie. Społeczeństwo o tym nie wie, a to wszystko ma wpływ na to, czy można otworzyć trumnę, czy można ciało transportować na dalsze odległości, bez konieczności angażowania instytucji sanitarnych. Tymczasem do tematów śmierci się nie zagląda. Nawet dla polityków to jest przerażające. 

Ale nie dla Pana. 

Ja się tego nie boję. Staram się patrzeć na to racjonalnie, bo mam świadomość tego, jakie są rozwiązania. Prawda jest taka, że ustawy piszą osoby, które się kompletnie na tym nie znają. Tworzą więc przepisy, które nie mają zastosowania. 

Skąd bierze się taka postawa przedsiębiorców pogrzebowych? Przecież to dla nich biznes. 

Być może nie mają w swoim zakresie takiej usługi lub wyspecjalizowanego pracownika, ale to nie jest problem – oni nie muszą jej mieć. Mogą wziąć podwykonawcę niezależnego balsamistę, który to zrobi. Ale nie chcą nawet postarać się, poszukać. Większość zakładów pogrzebowych funkcjonuje na zasadzie – i tak musicie do mnie przyjść. I tak ten pogrzeb będzie wyglądał tak, jak ja chcę. A to jest niewypełnienie woli rodziny! Teraz z drugiej strony – klient przychodzi do takiego zakładu i ma przekonanie, że musi się poddać, zgodzić na to, co zaproponuje pracownik obsługi klienta pogrzebowego. Tymczasem klient zawsze może zmienić zakład pogrzebowy, nawet wtedy, gdy podjęte zostały już jakieś pierwsze kroki. 

Panie Adamie, mówimy o niewiedzy społeczeństwa pogrzebowego, ale zróbmy coś, by poziom tej wiedzy w ogóle podnieść. Zacznijmy więc od tego, czym jest balsamacja i jak przebiega ten proces? I może najważniejsze – po co w ogóle robimy balsamację? 

Balsamację robimy przede wszystkim ze względów sanitarnych. Dla bezpieczeństwa – najbliższej rodziny i gości pogrzebowych oraz  pracowników, którzy przygotowują ciało. Zwróćmy uwagę, że rzadko kiedy zdarza się, że pogrzeb jest na drugi dzień po śmierci czy za dwa dni. Ten dzień jest zwykle oddalony. Właśnie tutaj ma swoje zastosowanie balsamacja. Wykonujemy ją po to, by ciało przez tydzień, dwa tygodnie nie zmieniło się. By wyglądało tak, jak w momencie zgonu. W procesie balsamacji proces gnilny jest całkowicie zatrzymany. Wówczas nawet po miesiącu możemy otworzyć trumnę i to ciało będzie w stanie nienaruszonym. 

Czyli balsamacja jest poniekąd takim zakonserwowaniem ciała? 

Dokładnie tak. Drugim aspektem balsamacji, zaraz obok kwestii sanitarnych, jest właśnie konserwacja ciała, zatrzymanie procesu rozkładu. Żebyśmy nie gnili, nie śmierdzieli, nie zatruwali środowiska i żeby nie zjadały nas małe, białe robaczki. Ciało przechodzi w proces mineralizacji, po czym po 7 czy 8 latach wysycha i rozpada się w proch. Pozostają tylko kości długie, czyli kości piszczelowe czy udowe. I dopiero na ostatnim miejscu mamy aspekt kosmetyczny, czyli przywracamy naturalny wygląd ciała, a przede wszystkim kolorystykę cery. Zacieramy wszystkie oznaki śmierci.

Możemy zatrzeć oznaki bólu, cierpienia czy choroby? 

Jak najbardziej. W wyniku balsamacji możemy przywrócić wygląd zmarłego do stanu nawet sprzed choroby. Jeśli ktoś choruje na nowotwór, ciało jest wyniszczone, wychudzone. Pozostają tak naprawdę kości obciągnięte skórą. Tam nie ma już tkanki tłuszczowej, mięśniowej. To ciało jest odwodnione. Płyny balsamacyjne nawadniają z powrotem to ciało, dzięki czemu zaczyna ono nabierać takich kształtów jak przed chorobą. Jeśli chodzi o sam proces balsamacji, to gdybyśmy spojrzeli na niego obrazowo, to odbywa się on na takiej samej zasadzie jak transfuzja krwi, czyli po prostu wymiana. Z tą różnicą, że tutaj podajemy płyn do układu tętniczego, a układem żylnym odprowadzamy krew. Krew, która powoduje właśnie procesy gnicia, spływa w najniższe punkty ciała powodując plamy opadowe. W procesie balsamacji plamy opadowe cofają się, ciało nabiera naturalnego koloru powłok skórnych. 

Co dzieje się potem? Wykonuje Pan makijaż? Dostaje Pan fotografię i ma upodobnić zmarłego do wizerunku ze zdjęcia? 

W sytuacji, kiedy jest życzenie zrobienia makijażu czy fryzury, to jak najbardziej proszę o zdjęcie. Muszę wiedzieć, jak zmarła się malowała, czy robiła sobie kreseczki, czy malowała brwi. Jaką fryzurę nosił zmarły, na którą stronę zaczesywał grzywkę. Muszę wiedzieć, co dokładnie mam odzwierciedlić, żeby nie zrobić z tej osoby kogoś zupełnie innego. Natomiast, kiedy jest to standardowe przygotowanie, to nie zawsze jest to potrzebne. Podstawowe czynności i tak przywrócą zmarłego do normalnego, dobrego stanu. 

Zdarza się, że farbuje Pan zmarłym włosy, maluje paznokcie? 

Oczywiście i to bardzo często! Najczęściej są robione odrosty, ale wtedy używamy sprayów koloryzujących. Bardzo rzadko maluje się już farbami, chyba że jest życzenie całkowitej zmiany koloru. Pamiętajmy, że bardzo ważną rolę odgrywają tutaj wszystkie drobne czynności pielęgnacyjne. Ubieranie ciała to jeden z etapów, ale do tego dochodzi jeszcze takie SPA dla zmarłych. Obcinanie paznokci, piłowanie, nadawanie im kształtu, zabezpieczenie zmarłego przed wyciekami pośmiertnymi z otworów naturalnych, dezynfekcja i mycie całego ciała. Poza tym golenie, strzyżenie, nawilżanie powłok skóry twarzy i dłoni, pozycjonowanie ust i oczu. Każdy zmarły jest zrobiony tak, jakby wychodził z salonu piękności. 

Proszę powiedzieć, jak to wygląda od strony praktycznej. Przychodzi do Pana rodzina zmarłego i daje Panu poniekąd zlecenie? Mówi, czego sobie życzy? Co chce, aby przy zmarłym zostało zrobione? 

Rozmawiamy o wyglądzie osoby zmarłej – jeśli jest to kobieta, zadajemy pytania o fryzurę, styl makijażu czy kolorystykę. Prosimy o jakieś zdjęcie poglądowe, z którego będzie można odzwierciedlić ten makijaż lub fryzurę. U mężczyzn jest prościej – tu głównie pytamy czy zmarły nosił zarost, a jeśli tak, to jak go przystrzyc. Pytamy również o fryzurę – o to, jak ma być wymodelowana. Jednym z etapów jest rozmowa o odzieży. Tutaj zawsze staram się sugerować, żeby przygotować osobę zmarłą tak, jak funkcjonowała na co dzień. Nie róbmy ze zmarłego kogoś, kim tak naprawdę nie był! Jeśli ktoś całe życie chodził w dresie, a garnitur miał na sobie dwa razy w życiu – do komunii i do ślubu, to dlaczego do trumny ubierać go w garnitur? 

Większość z nas trzyma chyba w szafie garsonkę i garnitur do trumny… 

Właśnie tutaj rządzą te stare zwyczaje. Ma być czarno, elegancko, żałobnie… Niekiedy przychodzą osoby i dają mi garnitur, który od 20 lat wisiał w szafie. I czekał. Czekał na śmierć. Teraz praktycznie rozpada się w rękach. Oczywiście wybór należy do rodziny, ale zawsze pytam, jak chciałby zmarły? Ktoś mi mówi, że on to by chciał w dresach. No to pochowajcie go w dresach! To jest wola zmarłego, więc uszanujmy ją. To wasze sumienie ma być czyste. Nie patrzcie na ludzi i nie zastanawiajcie się, co ludzie powiedzą. To nie ich będzie gryzło sumienie, a zmarły straszył (śmiech). 

A zdarzają się zlecenia, które Pana zaskakują? Pamięta Pan jakieś najbardziej nietypowe zlecenie? 

Chyba nie. Jestem przygotowany na wszystko. Oczywiście jeśli coś byłoby nieetyczne, wykraczałoby poza normy, to bym odmówił. Ale naprawdę już różne rzeczy widziałem, w różne rzeczy ubierałem. Nawet ostatnio była sytuacja, kiedy pochowaliśmy panią, która była ubrana w piżamę z Myszką Miki. 

To według Pana nie jest nietypowe zlecenie?

A jest? A no widzi Pani, mnie już mało co dziwi. Pomyślałem sobie: „Myszka Miki? No fajnie”.

Panie Adamie, a jak to jest z samym ubieraniem? Wśród wielu osób wciąż panuje przekonanie, że w momencie, gdy pojawia się stężenie pośmiertne, aby ubrać ciało, to… łamie się kości. Jak to jest w rzeczywistości? Łamie Pan te kości czy nie?

Ma Pani absolutną rację! W dalszym ciągu myśli tak wiele osób. Fachowo nazywamy to przełamaniem stężenia pośmiertnego. No i tutaj już samo nazewnictwo nasuwa nam pewne skojarzenia i zaczyna uruchamiać wyobraźnię. W rzeczywistości to przełamanie jest niczym innym jak rozciągnięciem, zginaniem w stawach kończyn górnych, dolnych. To nic innego jak ćwiczenia.

Gimnastyka zmarłych? 

Dokładnie! Zginamy kończyny chociażby w łokciach. Zginamy, rozprostowujemy, zginamy i znów prostujemy. W stawach wszystko normalnie pracuje i po chwili sztywność odpuszcza. To samo w ramionach czy nogach – robimy takie same ćwiczenia. Ale powiem Pani, że często nawet kursanci, którzy przychodzą na szkolenia, głowią się czym jest to przełamanie stężenia pośmiertnego. Pytają wprost: “Łamiemy te kości?”. Dopiero później dowiadują się, że to nic innego jak ćwiczenie, rozluźnienie kończyn. 

Wiemy już, że łamanie kończyn zmarłych to mit. W takim razie mam jeszcze jedno dosyć kontrowersyjne pytanie – po sekcji zwłok nasze narządy wcale nie trafiają na swoje miejsce, prawda? 

Po sekcji wszystkie narządy trafiają do jamy klatki piersiowej i brzusznej. W trakcie sekcji wszystkie narządy są wycinane, badane i sekcjonowane. Sprawdzana jest prawidłowość anatomiczna. Jeśli coś jest nie tak, do badań histopatologicznych pobierany jest kolejny wycinek. To są bardzo małe skrawki – klikucentymetrowe jakiejś zmiany. Cała reszta trafia do ciała, łącznie z mózgiem. 

Dlaczego mózg nie wraca na swoje miejsce? 

Mózg jest narządem, który bardzo szybko poddaje się procesowi gnicia. Krótko mówiąc – gdybyśmy włożyli go z powrotem do czaszki, on by się wylewał, wyciekał. Opisać to bardziej obrazowo? 

Poproszę. 

Gdybyśmy wzięli mózg do ręki i go delikatnie ścisnęli – on przeciekałby nam przez palce. Przy cięciu sekcyjnym czaszki, kość jest odpowiednio przecięta tak, by sklepienie czaszki nie przesuwało się. Jest po prostu na siebie nałożona. Skóra na głowie jest dość gruba, a szwy niezbyt szczelne… Więc może Pani sobie wyobrazić, co stałoby się, gdyby mózg po sekcji trafił do czaszki… 

Wie Pan, chyba wolę sobie tego nie wyobrażać… Ale przyznam, że czasem wyobrażam sobie co innego. Zawsze mówiłam, że chcę zostać skremowana, ponieważ nie wyobrażam sobie, by w trumnie chodziły po mnie te wspomniane przez Pana wcześniej małe, białe robaczki. Tymczasem dowiaduję się, że kremacja wcale nie jest potrzebna. Więc z jednej strony mamy kremację, po której często trzeba mielić kości, które się nie dopalają, a z drugiej balsamację. I ciało pachnące poziomkami…

Widzę, że jest Pani zorientowana! Po balsamacji nie ma możliwości, by w tej trumnie coś tam nas podgryzało. Produkty, które są używane do balsamacji zawierają w sobie różne związki, które mają służyć do konserwacji, dezynfekcji czy takie, które mają dawać efekt kosmetyczny. Oprócz nich zawarte są tam także związki, które mają odstraszać owady. 

Mówiąc wprost – po balsamacji mucha nie siada? 

Dokładnie tak! Tutaj warto zaznaczyć, że chemia pogrzebowa dochodzi wszędzie, rozlewa się po całym naszym ciele. Ona jest na takiej samej zasadzie jak krew. Jeśli skaleczymy się – poleci nam krew. Zmarły po balsamacji, jeśli będzie miał jakieś skaleczenie czy nacięcie – z tego miejsca będzie leciał płyn. Przez pory skóry czuć ten zapach. Na przykład wspomniane poziomki. A jeśli powiedziała Pani już o tych robakach – nawet ostatnio miałem zlecenie od rodziny zmarłej, która przed śmiercią powiedziała: „Pamiętajcie, macie mnie dać do Pana Adama, niech on mnie zabalsamuje. Ja nie chcę, żeby tam w trumnie mnie coś podgryzało. Jak dacie mnie do kogoś innego – będę Was straszyć!”. 

O straszeniu – choć nie do końca – wspomniał Pan w książce “Bez strachu. Jak umiera człowiek”. Stukanie, pukanie i odgłosy spacerowania, które kiedyś niosły się po Pana domu, to wcale nie były duchy, prawda? To dusze zmarłych, które przyszły podziękować Panu za dobrze wykonaną robotę.

Mam nadzieję, że właśnie tak było.

Ale do bioenergoterapeuty Pan poszedł? 

Powiedział mi, że to otwarte przejście energetyczne. Mam taką pracę, więc nie mam się co dziwić. Wierzyłem, że nawet jeśli to te dusze zmarłych spacerują po mieszkaniu, to chyba były zadowolone z moich usług.

Pana rodzina też miała tyle zrozumienia dla tej sytuacji? 

Wie Pani co, tak naprawdę to był pojedynczy epizod, który kiedyś miał miejsce. Do dziś zastanawiam się z czego to wynikało, ale wolę nie zagłębiać się w to, czego już i tak się nie dowiem. Nigdy w życiu, przez 23 lata pracy, nic takiego mi się nie przyśniło. Nigdy mnie nic nie straszyło. Jeśli mamy czyste sumienie, odpowiedni stosunek do ciała, do rodziny zmarłego i przede wszystkim – dobrze wykonane zadanie, to może otaczać nas tylko dobra energia! Zmarły nam krzywdy nie zrobi! Bać trzeba się żywych! 

A jakie było dla Pana najtrudniejsze zlecenie? 

Najtrudniejsze zlecenia to te dotyczące przygotowania ciała z wypadku komunikacyjnego, najczęściej spod pociągu. To wyzwanie, które wymaga dużo czasu, jeśli chodzi o same kwestie przygotowań. A co najważniejsze – odbudowania ciała czy twarzy tak, by jak najbardziej przypominała osobę sprzed wypadku. 

Ma Pan tutaj na myśli również anatomiczne złożenie ciała? 

Powiedzmy sobie wprost – ciało po wypadku często jest po prostu w kawałkach. 

Od czego zaczyna Pan wówczas pracę? 

Pierwszym etapem jest posegregowanie części. Później musimy anatomicznie złożyć i tak jakby szczepić – przymocować do siebie kości i zacząć szyć. Kolejno – miejsca, w których były szycia i mogą być jakiekolwiek wycieki, trzeba odpowiednio zabezpieczyć. Tak naprawdę dopiero po tym, można nałożyć na ciało odzież. Później pozostaje nam twarz… Tutaj do gry wchodzi chirurgia pośmiertna, czyli rekonstrukcja, nadanie odpowiednich kształtów czy zarysów twarzy.

Mówi Pan do ciał?

Tylko jak stawiają opór. Czasem powiem coś na zasadzie: “Mariusz, popuść te palce”. 

Panie Adamie, wspominaliśmy już o tym, że balsamacja jest zabezpieczeniem ciała i przygotowaniem go do bezpiecznego pożegnania przez bliskich. A jak wygląda przygotowanie balsamisty? Mam tutaj na myśli sytuacje, kiedy pracuje Pan z ciałami z HIV, żółtaczką, teraz z covidem. W jaki sposób Pan się chroni? 

Pierwszą podstawową sprawą jest odzież robocza. Nie pracujemy w ubraniach, w których na co dzień funkcjonujemy. Zostaje tak naprawdę tylko bielizna, do tego komplety medyczne. Oprócz tego są grubsze fartuchy flizelinowe z mankietami i oczywiście fartuchy foliowe. Te mają chronić nas przed płynami, krwią, różnymi wydzielinami. Do tego dwie pary rękawic medycznych jednorazowych, które zmieniane są z każdą kolejną czynnością. W normalnych okolicznościach wystarczy maseczka medyczna, a kiedy wykonujemy balsamację używamy przyłbic, okularów. W przypadku, kiedy wykonywana jest balsamacja po sekcji zwłok, niezbędne są maski z pochłaniaczami. Wszystko tak naprawdę w zależności od zakresu prac i tego, co robimy przy zwłokach. 

A czy rodzina zmarłego może być przy balsamacji?

W trakcie, kiedy ja wykonuję swoją pracę przy ubieraniu i podstawowym przygotowywaniu zwłok rodzina jest bardzo często. Zdarza się także przy balsamacji – jeśli tylko chce, może nam towarzyszyć. Okazuje się jednak, że w branży pogrzebowej nie jest to takie oczywiste. Kiedy ktoś ma coś do ukrycia, odmówi. Jeśli pomieszczenie nie spełnia wymogów sanitarnych, dana firma nie ma sprzętu czy produktów do przygotowania,  balsamacji – to wiadomo, że w takiej sytuacji będą odradzali. Bardzo często się tak zdarza. Nieraz słyszałem, że rodzina dostała informację, że to jest absolutnie zakazane, bo nikt z zewnątrz nie może być przy zwłokach. Oczywiście – obca osoba nie może być, ale to bliscy są dysponentem tej osoby zmarłej. Ja zawsze to umożliwiam. Uważam, że to jest pewnego rodzaju pożegnanie bliskich. Niektórzy chcą pomóc, wypełnić tę ostatnią przysługę… Wie Pani, czasem taka świadomość, że ktoś bliski zaangażował się, spełnił życzenie tego zmarłego – to później pomaga im łatwiej przejść żałobę. Są spokojniejsi, silniejsi. 

A Pan przez to wszystko, czego Pan już doświadczył, co widział – czuje się Pan silniejszy? Nauczył się bardziej doceniać życie? 

Na pewno jestem o wiele bardziej ostrożniejszy. Widząc, w jakich sytuacjach ludzie tracą życie – często bezmyślnie – nauczyłem się już bardziej zwracać uwagę na pewne rzeczy. Jadąc samochodem czy idąc pieszo, myślę już nie tylko za siebie, ale staram się przewidzieć, co mogłoby wydarzyć się w danym miejscu. Nie popadam w jakąś paranoję, ale często pojawia się u mnie taka myśl, że tutaj na przykład może być niebezpiecznie. Podam Pani przykład – jadąc samochodem w miejscu, gdzie niedaleko mamy zakręt, jest linia przerywana i mógłbym spokojnie wyprzedzać – ja tego nie zrobię. Byłem już kilkukrotnie w takich miejscach. Zabierałem osoby, które właśnie wyprzedzały na zakręcie. Jechały na czołówkę. Straciły w tym miejscu życie nawet całe rodziny jadące na weekendowy wypoczynek. Życie mamy tylko jedno, a w nim nie wolno szarżować. Trzeba być świadomym tego, że wszystko się może różnie skończyć. 

Panie Adamie, jako osoba przygotowująca ciała do pochówku, ma Pan bezpośredni kontakt z rodziną zmarłego. Zastanawiam się, czy nie odgrywa Pan czasem roli psychologa? 

Jak najbardziej! To jest jakby kolejna rola, która nierozerwalnie wiąże się z tym zawodem. Tutaj bardzo ważne jest przede wszystkim to, żeby rodzina nam zaufała i aby zatrzeć ten zły stereotyp pijanego grabarza z dawnych lat. Rozmowy, jakie prowadzimy z bliskimi zmarłego dotyczą bardzo prywatnych, intymnych spraw. Na początku oczywiście skupiamy się na konkretach, ale w końcu przychodzi taki moment, że ci ludzie czują, że mogą zaufać. Mogą się otworzyć, potrzebują się wygadać. Kiedy żona żegna męża, opowiada jak wyglądało ich małżeństwo, życie. Ta rozmowa często trwa dłużej niż załatwienie wszystkich formalności. Naszą rolą jest tutaj także uspokojenie takiej osoby. Musimy dać jej jakąś wiarę, nadzieję… Wiadomo – straty nikt nie cofnie, ale możemy w jakiś sposób złagodzić ból po tym, co się stało. 

Wie Pan… mam wrażenie, że właśnie oswoił mnie Pan trochę z tym tematem. Dziękuję bardzo za rozmowę! 

Rozmowa została opublikowana w Magazynie „Detektyw” 5/2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *