“RAJ TO NIE MIEJSCE, TO STAN UMYSŁU. MOŻNA CZUĆ GO WSZĘDZIE” – ROZMOWA Z DAMIANEM DRĄŻKIEM, PODRÓŻNIKIEM, PASJONATEM WOLNOŚCI I MIŁOŚNIKIEM PRZEŁAMYWANIA SCHEMATÓW

W wieku 17 lat trzymałem w ręku pierwszego jointa. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że 11 lat później będę uzależniony od heroiny. Najgorszego gówna, jakie tylko można sobie wyobrazić. Doszedłem do momentu w życiu, w którym uznałem, że nie chcę czuć. Nie chcę czuć, bo czucie jest złe. Aby wyzbyć się czucia, musiałem brać każdego dnia. 365 dni równi pochyłej. Aż na samo dno. – Od dna się odbił i uciekł… do raju. O ucieczkach i powrotach, sukcesach i porażkach, przeszłości i przyszłości – Damian Drążek, pomysłodawca projektu “Ucieczka Do Raju”.

Dzieli nas niespełna 10 tysięcy kilometrów. Kiedy ja kładę się spać, on zaczyna nowy dzień. Złapać się nie jest łatwo, nie tylko ze względu na różnice czasowe. Jest sobotni wieczór, godzina 23:29, a ja dostaję wiadomość: “Cześć Ania, jeśli jeszcze nie śpisz, możemy się złapać. U mnie jest 6:29, ja już wstałem i o tej godzinie, póki Filipiny jeszcze śpią, mam internet zdatny do jakiejkolwiek konwersacji”. Kilka sygnałów oczekiwania i rozmowa, która zweryfikowała moje pierwotne założenia. Miało być lekko, może zabawnie, podróżniczo. Było bardzo szczerze, otwarcie, prawdziwie… Choć zaczęło się dosyć niepozornie – od rozmowy o spełnieniu młodzieńczego marzenia.

Zacznijmy od aktualności. Lada dzień premierę będzie miała Twoja autorska płyta. Teledysk ukończony? – już słyszę jak uśmiecha się zanim kończę pytanie.

– To jest coś, o czym marzyłem od dawna. Już jako nastolatek. Grałem w zespole na gitarze, zawsze chciałem śpiewać. Ta artystyczna dusza drzemała we mnie już od małego, tylko wtedy nie miałem na tyle dużych jaj, żeby nad nią pracować i ją szlifować.

Wiele lat zajęło mu uświadomienie sobie, że muzyka jest czymś, z czego czerpie największą frajdę. Z nią nie ma żadnych negatywnych skojarzeń, w niej nie ma żadnych ograniczeń. Planuje koncerty. W Polsce. Przekornie rzuca, że świat podbije później. Gdyby swego czasu nie dopuścił się małej samowolki, być może teraz oglądalibyśmy go na dużym ekranie.

– Kiedyś myślałem o tym, żeby zostać aktorem. Moja wizja siebie i pomysł na mnie moich rodziców, nie do końca były spójne. Pierwsze wakacje po maturze zweryfikowały moje plany. Wymyśliłem sobie, że chcę przefarbować włosy na blond. Od mamy usłyszałem: “Albo blond na głowie albo studia aktorskie w Krakowie”. Byłem pewny, że żartuje…

Nie żartowała?

– No nie. Ale w ten sposób człowiek też uczy się odpowiedzialności i podejmowania decyzji. Przez skromność, której uczyli mnie rodzice, w młodym wieku narzuciłem sobie bardzo dużo ograniczeń. Ostatnio dotarło do mnie, że robiłem wszystko, żeby nie być lepszym od innych, nie rzucać się w oczy i nie wyróżniać z tłumu. Miałem wpajane, że nie mogę pokazać światu, że jestem taki super. Mam pokazać skromną wersję, przystającą do rzeczywistości. W końcu zacząłem się buntować…

Filipiny też były wyrazem buntu? Dojrzałego buntu?

– Filipiny były etapem, który nastąpił po pewnym kalejdoskopie zdarzeń w moim życiu. Sięgnąłem dna. Jednego, drugiego. To pierwsze – narkotyczne – miałem już dawno za sobą. Drugiego sięgnąłem po rozstaniu z dziewczyną. Siedziałem i piłem. Dzień w dzień. Robiłem głupie rzeczy. Pewnego dnia zdemolowałem mieszkanie. Prawie je spaliłem. Przyjechała straż, ja wdałem się w bójkę z policją i zostałem aresztowany. To wszystko było potrzebne, abym zdał sobie sprawę, że całym moim światem może nie do końca była ta dziewczyna. Że tym światem jestem ja. Muszę zacząć od siebie, aby później móc zbudować coś poważnego, mocnego.

Ale kiedy wyjeżdżałeś nikt nie wierzył chyba, że to na poważnie, że na długo?

– Miałem już na swoim koncie kilka pożegnań z rodzicami.

Tak często wyjeżdżałeś?

– W wieku 16 lat uciekłem z domu. Z pięcioma innymi kolegami doszliśmy do wniosku, że bez sensu jest chodzić do szkoły. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby pojechać do Niemiec, do pracy, a później kupić sobie odjechane Audi z katalogu. Kiedy przyszło jednak co do czego, koledzy się wykruszyli, a ja zostałem sam. Pojechałem. Ale po dwóch tygodniach bezdomnej tułaczki i szukania pracy, wróciłem do domu. To był chyba taki przełomowy moment, w którym poczułem wielką miłość do rodziców, rodziny i domowego ciepła.

Przeciw czemu się buntowałeś? 

– Mama zawsze próbowała chronić mnie i moją siostrę. Od zawsze miałem wielką ochotę na wolność. Rodzice, z troski o mnie, próbowali mi tę wolność ograniczać. Oni mnie ograniczali, ja się buntowałem… Mama panicznie się o nas bała. Nigdy nie chciała, żebyśmy wychodzili gdzieś po zmroku. Była jesień, godzina 18. Moi koledzy wychodzili biegać, a ja usłyszałem od mamy, że mam zostać w domu, bo jest już ciemno. Teraz rozumiem ten strach, bo moja mama w wieku dwudziestu kilku lat w tragicznym wypadku straciła swojego brata. Wtedy jednak tak bardzo chciałem uwolnić się od tych ograniczeń, że wziąłem z barku paszport, ukradłem 200 marek i pojechałem.

Mama zawsze czekała z otwartymi ramionami?

– Wiesz, ja nawet nie chciałem wtedy wracać do domu. Czułem się jak przegrany. Moje marzenia się rozpłynęły, a ja zostałem sam, bez pieniędzy. Pomyślałem sobie, że będę żył z dala od rodziny. Że jakoś dam sobie radę. Wtedy poznałem dziewczynę, która zabrała mnie do siebie. Mieszkałem przez kilka dni u niej w piwnicy. Każdego dnia przynosiła mi herbatę i kanapki. I to ona w końcu mnie namówiła, żebym wrócił do domu. Zadzwoniła do moich rodziców. Przyjechali po mnie. Mama, kiedy mnie zobaczyła, rzuciła się z płaczem. Ojciec chował emocje. Biła od niego złość, chociaż myślę, że gdzieś tam głęboko była radość, że jestem cały i zdrowy.

Pomimo wszystkich przejść, odległości i ograniczonego kontaktu masz bardzo dobre relacje z rodzicami.

– Szczególnie z mamą. Wiem, że bardzo zaburzyłem jej obraz takiego ułożonego dziecka, synka mamusi. W wieku 15 lat stwierdziłem, że przestaję chodzić do kościoła. Doszedłem do wniosku, że Bóg na pewno nie jest taki głupi, że jeśli będę dobrym człowiekiem, to on mnie nie wpuści do nieba tylko dlatego, że nie chodzę do kościoła. Później mama, ta zagorzała katoliczka, zobaczyła pierwszy tatuaż, który długo przed nią ukrywałem. Krzyczała, że opętał mnie szatan. Nie odzywała się do mnie przez dwa tygodnie. Po jakimś czasie sama przyznała, że przez te wszystkie atrakcje, które jej fundowałem, zaczęła inaczej patrzeć na świat. Niestety wiem też, że poniekąd przyczyniłem się do tego, z czym moja mama musi teraz mierzyć się każdego dnia. Wczesna śmierć jej brata, toksyczny związek z alkoholikiem i cholerykiem, moje ucieczki, narkotyki i chodzenie własnymi drogami – to wszystko zostawiło ślad na jej psychice.

Otwarcie mówisz o narkotykach. Kiedy zdałeś sobie sprawę, że masz poważny problem?

– Zawsze mówiłem, że ćpałem na sportowo. Przynajmniej tak mi się wydawało. W żyłę strzeliłem sobie może dziesięć, góra kilkanaście razy w życiu, ale za każdym razem mówiłem, że jak będę chciał przestać, to to zrobię. Okazało się, że to nie jest takie łatwe.

Za przełomowy moment w swoim życiu Damian uznaje grudzień 2004 roku. Ma wówczas 27 lat. Budzi się w Londynie, w opuszczonym budynku bez prądu i wody. Jedyne co ma, to jeden funt w kieszeni i dwa wyjścia – albo zorganizować sobie towar, albo przestać ćpać. Nie wie jak i nie wie dlaczego, ale po raz pierwszy bardziej pociągająca wydaje mu się druga opcja. Za ostatniego funta dzwoni do domu i mówi: “Mamo, mam problem. Biorę narkotyki i jest bardzo źle”. W odpowiedzi słyszy: “Przyjedź do domu Damian, coś wymyślimy”.

W styczniu 2005 roku rozpoczyna pierwszy etap nowego życia. Rozpoczyna go w Monarze pod Poznaniem. Terapii nie kończy, po roku czasu ucieka z ośrodka. Nie dlatego, że się poddaje, a dlatego że właśnie narodził się na nowo. W sercu ma marzenia, a w głowie plany. Zaczyna działać. Po kolejnych wzlotach i upadkach, w 2013 roku bierze paszport, pakuje plecak i obiera kierunek: Filipiny. Dlaczego Filipiny? Z czterech prostych powodów: tu jest wieczne lato, 99 proc. populacji mówi w języku angielskim, ludzie są uśmiechnięci, a Filipińczycy ułatwiają pobyt turystom.

– Na wizie możesz spędzić tu 3 lata, przedłużając ją co 2 miesiące. Po tym czasie wystarczy wyjechać z kraju na jeden dzień, wrócić i znów możesz zostać tutaj na kolejne 3 lata.

To na Filipinach zacząłeś na poważnie rozwijać swój projekt “Ucieczka Do Raju”. Rzeczywiście to miejsce okazało się rajem?

– Niektórzy mówią, że nie ma drogi, która prowadzi do raju. Raj to nie miejsce, to stan umysłu. Można czuć go wszędzie.

Szybko przyzwyczaił się do filipińskiej kultury i stylu życia. Tego, że nikt nigdzie się nie spieszy. Czas płynie swoim tempem, a ludzie podchodzą do życia na luzie. Nie dziwi się, kiedy na ścianie budynku, w którym jeszcze miesiąc temu był bank, widzi tabliczkę z napisem: “Przenieśliśmy bank do lepszej lokalizacji”. Gdzie? Nie wiadomo. Po prostu lepszej. Czasem jeszcze zaskakują go filipińskie urzędnicze absurdy. Kiedy idzie przedłużyć wizę, musi narysować mapę miejsca, w którym mieszka. Mapę z zaznaczeniem najważniejszych punktów orientacyjnych. Kiedy Google Maps nie zdaje egzaminu, pani w okienku rzuca złowrogo: “Następnym razem naucz się lepiej rysować”. Nauczył się za to nie dziwić już widokom, kiedy po jednej stronie ulicy zamieszkują “wyższe, filipińskie sfery”, a po drugiej ludzie żyjący w skrajnym ubóstwie.

– Jedna czwarta ludności Filipin żyje poniżej krajowej średniej ubóstwa. Szacuje się, że około 44 proc. ludności żyje w slumsach. Manila, stolica Filipin, ma największy odsetek bezdomnych ze wszystkich miejsc na świecie.

Takie kontrasty, choć już nie dziwią, wywołują emocje. Nie potrafi wyprostowany przejść przez dzielnice biedy. Próbuje zachować kamienną twarz, ale z oczu spływają łzy. Chodzi w miejsca, do których zwykły turysta się nie zbliża. On za każdym razem powtarza, że nie jest turystą. Nawet wtedy, kiedy wchodzi do slumsów, do których nie prowadzi żadna droga, a schodzi się do nich po ścianie mostu. Tam widzi, że ludzie mają tyle, ile im do szczęścia trzeba. Mają mało. Bardzo mało. Ale kipią radością.

– Jedyne ograniczenia jakie mamy, są w naszych głowach. To, gdzie jesteś teraz nie definiuje Cię jako człowieka. Za tydzień możesz być kimś innym.

Ty często zmieniasz miejsca. Singapur, Tajlandia, Kambodża, Indonezja – znudziły Cię Filipiny?

– Przez 5 lat prowadziłem Guest House na Siquijor. Rajska wyspa, którą zamieszkuje w sumie 100 tysięcy mieszkańców. Po takim czasie każdy dzień zaczął wyglądać tak samo. Każdy był dniem świstaka. Chciałem się od tego uwolnić, coś zmienić. Na Facebooku zrobiłem ankietę, w której zapytałem: “Gdybyś miał zacząć życie na jednej z tych wysp, którą byś wybrał? Warianty były dwa – Bali i Phuket. Ta pierwsza wygrała z 80 proc. głosów poparcia. Poleciałem.

Nie na długo. Co czujesz przed kolejnymi podróżami? Masz jakieś wyobrażenia, które później weryfikuje rzeczywistość?

– Zazwyczaj staram się nic nie zakładać i nie mieć większych oczekiwań. Przed każdym wyjazdem robię mały rekonesans danego miejsca, aby sprawdzić, czy będę mógł tam żyć. Staram się mieć otwartą głowę i serce, bo i tak wiadomo, że później wszystko jest weryfikowane.

Największe podróżnicze rozczarowanie masz już za sobą?

– Myślę, że największym rozczarowaniem była Indonezja. To takie miejsce, gdzie ścierają się ze sobą trzy obszary – religia, wojsko i polityka. Wszystko to tworzy mieszankę wybuchową. Co chwilę wybuchają tam koperkowe afery. Z naszego punktu widzenia nic nieznaczące, a dla nich będące podstawą do tego, żeby zamknąć człowieka na pół roku w więzieniu. Jakiś czas temu była tam taka głośna afera – dziewczyna zaśpiewała hymn narodowy. Zaśpiewała go pięknie, ale źle zaakcentowała jedno słowo. Według przedstawicieli rządu dopuściła się ona obrazy hymnu. Trafiła do więzienia.

A gdybyś miał wskazać miejsce, w którym mieszkało Ci się najlepiej? Swoją przygodę z “Ucieczką Do Raju” zaczynałeś na Filipinach. Później, po wielu perturbacjach, znów tutaj jesteś. To Twoje miejsce na ziemi?

– Filipiny są super krajem i bardzo dobrze mi się tutaj żyje, ale ten kraj jest trochę nieprzewidywalny politycznie. Na mojej mapie miejsc, w których chciałbym zatrzymać się na dłużej jest zdecydowanie Tajlandia. Ten kraj jest najbardziej yin yang – ma najfajniejsze to, co ma cywilizacja zachodnia i najfajniejsze elementy kultury wschodniej, które są idealnie zbalansowane.

Co Cię powstrzymuje?

– Chciałem zostać w Tajlandii na dłużej, ale uzyskanie wizy jest już trochę bardziej problematyczne. Oczywiście możesz ją kupić za 50 tysięcy złotych na 5 lat… Ale o tym porozmawiamy, jak będę już nieco lepiej stał finansowo (śmiech)

Kiedy już zagrasz setki koncertów, zarobisz kokosy, kupisz wizę i będziesz mógł spokojnie osiąść w Tajlandii, to wybierzesz Bangkok czy spokojną, rajską wyspę?

– Chciałbym mieć dwie osady – jedną bazę wysoko w górach, żeby mieć widok i przestrzeń. Drugą bazą niech będzie jakaś metropolia. Bangkok, Hongkong albo Singapur – takie olbrzymy mnie po prostu kręcą.

W takim razie życzę Ci, abyś dalej spełniał swoje marzenia, osiadł na jakimś tajskim wzgórzu z rajskim widokiem i żeby życie nie rzucało Ci już więcej kłód pod nogi.

– Życie jest pełne kontrastów. Gdyby nie te kłody pod nogami i różne przeciwności losu, nie wzrastalibyśmy. Zawsze będą sytuacje, z którymi jakoś będziemy musieli sobie radzić. Najważniejsze, to wyciągać wnioski, uczyć się na błędach i zdać sobie sprawę z tego, że właśnie moja reakcja ma wielki wpływ na to, jak dana sytuacja dalej się rozwinie. Pamiętaj, że jedyne ograniczenia, jakie mamy, są w naszych głowach.

Wiesz, że bije od Ciebie niesamowity optymizm? Pozytywna energia. Nawet teraz, o 1 w nocy, motywujesz człowieka do zrobienia czegoś. Tak, żeby nie siedzieć w miejscu. Nie myśleć o przeciwnościach, a działać… 

– Bardzo ważne jest zintegrowanie w swoim systemie czterech elementów życia – tego, co mówimy, myślimy, czujemy i robimy. Wierzę, że my wszyscy urodziliśmy się po to, aby być twórcami własnego życia, a kolektywnie my współtworzymy ten świat, ale często nieświadomie…

A jest coś, czego się obawiasz?

– To taki paradoks, bo staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu, a najbardziej właśnie takich rzeczy się boję. Coś, co jest poza moją kontrolą. Na przykład samolot i latanie.  Politycy, ich prawa i wojny. Szaleni ludzie zdolni zabić w amoku, itp. Oczywiście nie myślę o takich rzeczach za bardzo, bo nie chcę ich w ten sposób przyciągać, ale czasami umysł wymyka się spod kontroli i właśnie w te mroczne okolice robi sobie wycieczki.

W Twoim życiu wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Zazwyczaj był to jednak efekt świadomych wyborów. Lubisz zmiany? 

– Zmiana jest nieunikniona. Nie ma sensu się jej bać. Zmiana jest jedyną niezmienną w naszym życiu. Jedyna rzecz, która nigdy się nie zmienia, to ta, że wszystko się zmienia. 

Ale Ciebie chyba nie przeraża robienie nowych rzeczy?

– Nie da się pozbyć strachu całkowicie, ale można nauczyć się działać, czując strach. Ja działam. Każdego dnia pracuję nad sukcesem i spełniam po kolei wszystkie marzenia. 

Niektórzy mówią, że miarą sukcesu jest wysiłek, jaki włożyliśmy, aby go osiągnąć… 

Miarą sukcesu jest poziom szczęścia, jaki teraz czujesz… 

Ja poczułam jakbym rozmawiała z dawno niewidzianym kolegą. Życiowa mądrość, którą przepełniona była ta rozmowa sprawiła, że po naciśnięciu czerwonej słuchawki, biorę głęboki oddech i zastanawiam się nad tym, co właśnie usłyszałam. Dociera do mnie otwartość i zaufanie, jakim właśnie zostałam obdarzona. Próbuję sobie wszystko poukładać w głowie i obiecuję, że postaram się nieco optymistyczniej spojrzeć na świat. Czy mi to wyszło? Opowiem na spokojnie… Po tym koncercie, który – mam nadzieję – niedługo Damian zagra w Polsce…

8 komentarzy

  • Gazela

    Przepiękna historia nieprzeciętnego Człowieka! Cudownie się ja czytało, z niecierpliwością czekam na więcej ☺️

  • Sylwucha

    Zgadzam się z opinią gazeli! Super tekst, super historia, przyjemnie się czyta. Czekam na kolejną opowieść!
    Pozdrawiam 🙂

  • Mama

    Damian, masz piekne madre wnetrze , masz sporo piekna takze przystojniak , rzadkoscia jest zeby otworzyc przed innymi swoje wnetrze, za to i nie tylko za to jestes unikalny . ludzki , wspanialy czlowiek , zycze ci zeby nikt nie zniszczyl Twoich marzen , spelnial swoje marzenia , a w wieku starszym mial dume ze tak mnostwo zrobiles, wygrales z przeciwnosciami losu , wirtualnie cie ot tak po przyjacielsku przytulam, pozdrawiam serdecznie .😚😚😘

  • Młoda

    Minął ponad rok i płyty Damiana jak nie było, tak nie ma.
    Cały czas wynajmuje drogie mieszkania, z Filipin, przez Indonezję l, Tajlandię, Sri Lankę wrócił na Filipiny. Trzeba było spytać z czego tak naprawdę żyje odkąd zamknął guest house na Filipinach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *