“BEZ WZGLĘDU NA POCHODZENIE, CZĘSTO WIĘCEJ NAS ŁĄCZY, NIŻ DZIELI. TYLKO MUSIMY DAĆ SOBIE WZAJEMNIE SZANSĘ” – PATRYCJA BORZĘCKA
Poznałam ją ponad 4 lata temu. Rozmawiałyśmy wówczas o przekraczaniu granic – nie tylko tych w ujęciu geograficznym. Nasza rozmowa skoncentrowana była wokół mitów i stereotypów dotyczących kultury Bliskiego Wschodu. To on niejako stał się bohaterem ówczesnego tekstu. Dziś moją bohaterką jest ona – Patrycja Borzęcka. Kiedy poprosiłam, by na początek w kilku słowach opowiedziała mi o sobie, usłyszałam: „Moimi największymi pasjami są fotografia, nurkowanie, żeglarstwo, podróże… poza tym lubię też chodzić po górach i jeździć konno. Jeśli chodzi o wykształcenie, to ukończyłam magisterkę z dziennikarstwa i prócz tego jestem instruktorką sportu, ze specjalizacją w samoobronie. Urodziłam się w Polsce, jakiś czas mieszkałam na Karaibach, a od poprzedniego roku żyję na Wyspach Kanaryjskich w Hiszpanii”. Wiem jednak, że to jedynie maleńki skrawek jej życiorysu… Dowód?
Sternik morski, sternik motorowodny, płetwonurek – typowo kobiece pasje, prawda? Zdradzisz, skąd pomysł na doskonalenie się w tych kierunkach?
Odkąd pamiętam kochałam wodę i byłam zafascynowana morzem. Już jako dziecko, marzyłam by żeglować. Ciągle oglądałam filmy o piratach. Marzyło mi się popłynięcie w morze i znalezienie skarbu. Kiedy dorosłam, postanowiłam te marzenia zrealizować. Popłynęłam w morze, choć skarbu nie znalazłam. Jeszcze nie (śmiech). Najpierw było więc żeglarstwo, później doszło nurkowanie. Prócz pływania statkami, zamarzyło mi się też eksplorować ich wraki. Pomyślałam sobie, że może tam znajdę ten upragniony skarb.
Marzenie z dzieciństwa zostało spełnione?
Oczywiście teraz trochę żartuję z tym skarbem, chociaż w sumie to nie jest wykluczone. Regularnie słyszy się o płetwonurkach, którzy odkryli nowy wrak, albo nawet znaleźli na jego dnie klejnoty sprzed kilku wieków. Z najnowszych takich doniesień, to kilka tygodni temu w rodzimym Bałtyku, odkryto wrak holenderskiego statku z XVII wieku. Drewniany żaglowiec kupiecki, pozbawiony dział, leżał na 85 metrach głębokości. Wrak został znaleziony w stanie niemal nienaruszonym i wciąż miał pełne ładownie. Wody Morza Bałtyckiego sprzyjają świetnemu zachowywaniu się wraków, bo mają niskie zasolenie i panują w nich niskie temperatury, co sprawia, że proces rozkładu chemicznego, biochemicznego czy biologicznego zachodzi bardzo powoli. Z innych ciekawostek, to 2 sierpnia znaleziono również w Bałtyku wrak U-boota U-649. Najprawdopodobniej zatonął 23 lutego 1943 roku w wyniku kolizji z innym niemieckim okrętem. To niesamowite, bo morza i oceany zajmują około 70 proc. powierzchni świata, ale człowiek odkrył dopiero około 5 proc. z ich całości. Takie są przynajmniej oficjalne dane National Geographic.
Można więc powiedzieć, że wszystko przed Tobą 🙂 A abstrahując już od piratów i skarbów… Mówi się, że kobiety to słaba płeć. Powiedz mi proszę, jak to możliwe, że ta słaba płeć udaje się w samotne podróże do miejsc, które nie zawsze są otwarte, typowo turystyczne? Mało tego – daje sobie tam radę i pięknie podróżuje. Kiedy rozmawiałyśmy po raz pierwszy ponad 4 lata temu, wróciłaś z samotnej podróży do Iranu. Powiedziałaś mi wtedy, że była to jedna z piękniejszych podróży Twojego życia…
Słyszałaś może o Gertrude Bell? To brytyjska podróżniczka, pisarka, alpinistka i archeolożka. Wędrowała po Bliskim Wschodzie już ponad sto lat temu, kiedy było to dla kobiet bardziej skomplikowane niż dzisiaj. Podróżowała między innymi właśnie po Iranie, Iraku, Syrii i Egipcie. Spotykała się tam z szejkami i przywódcami islamskimi, z którymi rozmawiała bez udziału osób trzecich. Zyskała wśród nich ogromny szacunek, dzięki czemu zapewnili jej protekcję na Bliskim Wschodzie. Znała arabski i perski, tłumaczyła wiersze Hafeza. Kiedy wróciła w 1914 roku do Londynu, wręczono jej złoty medal National Geographic Society. Na podstawie jej życiorysu powstał film „Królowa Pustyni”. To taki klasyczny przykład, choć jest ich dużo więcej. Sama płeć o niczym nie przesądza i niczego nie determinuje. Jest wiele kobiet, które samotnie podróżują po świecie i robią to bez problemu, a także wielu mężczyzn, którzy jeżdżą wyłącznie z biurami podróży, bo inaczej nie czują się komfortowo. Ja uważam, że każdy ma prawo wyboru i każdy z tych wyborów jest dobry, jeśli się dla nas sprawdza i jesteśmy z nim szczęśliwi.
A co Tobie daje samotne podróżowanie?
Po pierwsze, samotne podróżowanie jest po prostu logistycznie łatwiejsze. Kiedy wpadam na pewien pomysł, to od razu przechodzę do jego realizacji. Tak jest dużo prościej, niż kiedy trzeba wszystko konsultować z innymi. Po drugie, łatwiej jest tak poznać lokalną kulturę.
Możemy powiedzieć, że podróżowanie bez towarzystwa pozwala lepiej doświadczyć danego miejsca, społeczności?
Myślę, że samotne podróżowanie pozwala bardziej zbliżyć się do mieszkańców danego kraju. Kiedy podróżujemy z inną osobą, zwykle jest ona pewnego rodzaju filtrem, który nas od nich odseparowuje. Po prostu w czasie podróży przeważnie rozmawiamy ze sobą, co sprawia, że z jednej strony to my mniej zauważamy innych ludzi, a z drugiej to oni mniej zauważają nas. W przypadku pojedynczej osoby, częściej jednak do nas zagadują, chcą się zaprzyjaźnić, są nami bardziej zaciekawieni. Działa to też w drugą stronę – podróżując samotnie, my też bardziej szukamy kontaktu z nimi. Wyjeżdżając z drugą osobą, przeżywamy naszą podróż głównie z tym człowiekiem. To z nim dzielimy najważniejsze emocje. Lokalny mieszkaniec, którego poznaliśmy w podróży staje się wtedy jej dodatkiem, ale nie sensem. Natomiast podróżując samotnie, jest trochę na odwrót – to z tymi mieszkańcami dzielimy nasze podróżnicze zachwyty, wzruszenia, czy rozczarowania. Nasze emocje i życia zlewają się na ten czas w jedno.
Czy to oznacza, że wolisz podróżować sama?
Wszystko zależy od koncepcji wyjazdu. Są podróże, takie jak wyprawy nurkowe czy żeglarskie, w które uwielbiam jeździć w towarzystwie. Są też inne, takie jak przejście Camino de Santiago, które od początku rodzą się w mojej głowie jako coś, co chcę zrobić sama. Chociaż i tak „samotne podróżowanie” to w moim przypadku tylko określenie umowne. Oznaczające, że organizuję wyjazd sama, wyjeżdżam sama i lecę gdzieś sama. W teorii liczę tylko na siebie. Jednak w praktyce prawie zawsze jestem otoczona ludźmi, bo podczas każdej podróży zawieram znajomości z lokalnymi mieszkańcami i bez nich nie wyobrażam sobie poznawania danej kultury.
A gdybyś miała wskazać jeden czynnik, który sprawia, że samotne podróżowanie jest po prostu trudne, to co byś powiedziała?
Hmm… chyba czekanie. Takie momenty kiedy musisz się uzbroić w cierpliwość i czekać. Chociażby tak jak w Kenii, gdy czekasz na autobus, który nie wiadomo kiedy odjedzie. „Autobus odjedzie, jak odjedzie” – to usłyszysz u pani w okienku. Nie wiesz więc czy odjedzie za godzinę, dwie, czy cztery. Możesz tylko czekać. Nie znasz dokładnej godziny, więc niczego nawet nie zaplanujesz. Nie pójdziesz na spacer, bo autobus może odjechać za kilka godzin, ale równie dobrze za piętnaście minut. Wszystko się wtedy dłuży. Z drugą osobą, dużo łatwiej zabić ten czas. Zaczynacie rozmawiać i nawet nie wiesz, kiedy on mija.
Myślę, że jest sporo kobiet, które chciałyby, ale coś je jednak powstrzymuje. Marzą o podróży, w której same sobie będą przewodnikiem, ale ciągle mają opory. Czy według Ciebie samotne podróże są bezpieczne?
To zależy od osoby, która się w tą podróż udaje. Tutaj nie ma jednoznacznej odpowiedzi. W grę wchodzi przygotowanie, doświadczenie i wiele innych czynników. Dużo zależy też od miejsca. Są takie, w które lepiej nie jeździć samemu. Są miejsca, gdzie nie robi to różnicy. Jednak paradoksalnie, grupa sama w sobie, nie jest gwarantem bezpieczeństwa. Czasem bywa nawet wręcz przeciwnie, bo nieraz ludziom wyłącza się wtedy czujność. Samotnie podróżująca osoba raczej nie uda się w nocy na spacer po niebezpiecznym miejscu, ale już w grupie tego typu rzeczy się zdarzają. Widziałam takie przypadki chociażby w Dominikanie. Czasami jadąc w odwiedziny do znajomych, przejeżdżałam samochodem przez niezbyt bezpieczne dzielnice i widywałam tam spacerujących turystów w godzinach, w których ja bym tam na spacer nie poszła. Dlatego widzisz, wszystko jest znamienne. Teoretycznie podróż w parze lub grupie powinna czynić nas bardziej bezpiecznymi, ale często jest na odwrót, bo daje nam złudne uczucie tego właśnie bezpieczeństwa i sprawia, że mniej się nim przejmujemy, niż jakbyśmy byli sami. Grunt to zdrowy rozsądek. Czy to samotnie, czy w parze, czy w grupie.
A czy Ty sama doświadczyłaś jakiejś niebezpiecznej sytuacji? Czułaś strach w podróży?
Oczywiście, miewałam takie sytuacje. Tak jak w życiu bywa wiele wspaniałych chwil, tak i bywają te trudniejsze. Podróże nie są tutaj wyjątkiem. Przykładem takiej sytuacji, może być chociażby jeden rejs, kiedy podczas sztormu na pełnym morzu, wraz z resztą załogi, nie mogliśmy zarefować żagla wypełnionego wiatrem. Pękła nam wtedy lina, która była potrzebna do jego ściągnięcia. To jest dość niebezpieczna sytuacja, bo żagiel wypełniony tak silnym wiatrem, może położyć jacht na wodzie i doprowadzić do jego zatonięcia. Trzeba go było więc ściągać ręcznie, co w warunkach sztormowych jest naprawdę trudne. Wiatr wtedy rzuca nami na wszystkie strony i przed wypadnięciem z łodzi chroni jedynie lina, którą w takiej sytuacji jesteśmy przypięci do pokładu. Na szczęście, ostatecznie udało nam się ściągnąć żagiel i dopłynąć bezpiecznie do portu. Ale gdyby się nie udało, to pozostałaby nam pewnie tylko tratwa ratunkowa. Świat jest piękny, ale także pełen żywiołów.
Myślę sobie, że gdybym sama znalazła się w takiej sytuacji, sparaliżowałby mnie strach. Czy nad nim da się zapanować? W jaki sposób go oswajasz?
Strach sam w sobie nie jest niczym złym, powiedziałabym, że wręcz dobrym. Bo daje nam motywację do działania i dostarcza adrenaliny, która w tym działaniu pomaga. Jeśli chodzi o panowanie nad strachem, to moim zdaniem pomaga skupienie się na zadaniu, które mamy do wykonania. Skoncentrowanie na tym, co możemy zrobić, by wyjść cało z danej sytuacji.
Panuje powszechne przekonanie, że samotna kobieta w podróży narażona jest na liczne niebezpieczeństwa. Co jednak najgorsze, kiedy coś się stanie, gdzieś za plecami możemy usłyszeć stwierdzenie: „sama była sobie winna”. Czy z własnego doświadczenia możesz nam powiedzieć, czego nie powinna robić w podróży samotna kobieta? Czy możemy to w ogóle generalizować? Domyślam się, że wiele zależy od miejsca, do którego się udajemy…
To temat rzeka! Jeśli jednak chodzi o najbardziej proste i uniwersalne zasady, to są one takie same jak wszędzie. Nie chodzić samej po nocy, nie wsiadać nieznajomym do samochodu, nie pić niczego wątpliwego pochodzenia i generalnie mieć ograniczone zaufanie do osób, których nie znamy. Poza tym jak wspomniałaś, wiele zależy od miejsca, do którego się udajemy. Warto więc przed wyjazdem czytać, robić research i rozmawiać z osobami, które w danym miejscu już były. Wiele zagrożeń jest łatwych do wyeliminowania na wczesnym etapie, jednak trudnych na tym późniejszym. Dlatego nie należy kusić losu. Nie wszystko da się przewidzieć, ale jeśli możemy coś przewidzieć i czegoś uniknąć, to zróbmy to.
Można o Tobie powiedzieć wiele, ale z mojego punktu widzenia i od strony, z której ja Cię poznałam, najlepiej opisuje Cię określenie “samotna kobieta w podróży”. W tym temacie doświadczenie masz ogromne. Powiedz mi proszę, jak miejscowi reagują na samotną kobietę? Czy postrzeganie płci pięknej w samotnych wojażach zmienia się w zależności od kraju, po którym podróżujesz?
Mi w pamięć zapadły głównie reakcje innych kobiet w krajach muzułmańskich. Dużo się mówi, że kobiety w tych krajach są zdystansowane i nieufne wobec obcych. Ale jak się podróżuje samej, to z mojego doświadczenia, jest zupełnie na odwrót. Okazuje się, że te wszystkie dziewczyny chcą z tobą porozmawiać i zaprzyjaźnić się. Nagle spada pewna zasłona. W jednym momencie widzisz, że są niezwykle otwarte i tak samo chcą nawiązywać kontakty, jak każda inna osoba.
Myślisz, że gdybyś podróżowała z mężczyzną czy nawet drugą kobietą, nie doświadczyłabyś tego wszystkiego?
Prawdopodobnie nie. Myślę sobie, że to właśnie jest ogromna zaleta samotnego podróżowania. Zupełnie inaczej otwieramy się przed dwiema osobami, jak przed jedną. Pojedyncza osoba zawsze wzbudza większe zaufanie. Sprawia też wrażenie, że czujemy większą więź. Czujemy, że możemy mieć ją trochę „dla siebie”. Dlatego jeśli pytasz, jak miejscowi reagowali na mnie jako samotną kobietę w podróży, to głównie przychodzi mi na myśl właśnie coś w stylu: „O! Osoba, z którą mogę się zaprzyjaźnić!”
Przypominasz sobie jakąś sytuację, w której szczególnie doceniłaś tę zaletę podróżowania w pojedynkę?
Z konkretnych sytuacji zapamiętałam dziewczynę, którą poprosiłam w Iranie, by pomogła mi znaleźć sklep, gdzie mogę kupić kurczaka. Ona natomiast zareagowała na to niezwykle entuzjastycznie. Z ogromną radością, tak jakby wydarzyło się coś szczególnego. Zaczęła opowiadać mi o sobie i pytać o mnie. W międzyczasie wykonała też jeden telefon. Ja wtedy nie znałam jeszcze zbyt wiele z perskiego, więc nie zrozumiałam, o czym mówiła. Później okazało się, że zadzwoniła wtedy do swojej rodziny. Ostatecznie zamiast do sklepu mięsnego, zabrała mnie do swojego apartamentu, gdzie… czekał kurczak podany z całą zastawą. To dopiero było niezwykłe! Nalegała też żebym się zatrzymała u niej w domu i ostatecznie spędziłam z nią jeszcze kilka dni.
Skoro nawiązałaś już do Iranu… Iran nie jest najpopularniejszym kierunkiem dla młodych, samotnych kobiet… Skąd pomysł, by przemierzać go samotnie?
Iran fascynował mnie od wielu lat. Zawsze dużo czytałam na temat Starożytnej Persji. Jednak to, co najbardziej mnie tam ciągnęło, to chęć poznania tego kraju przez samą siebie. Na temat Iranu krąży wiele stereotypów i wiele sprzecznych opinii. Z jednej strony w mediach się nim straszy, z drugiej strony ludzie wracający z tego kraju, zachwycają się nim. Ja chciałam wyrobić na ten temat własną opinię. Dlaczego samotnie? Z różnych powodów, między innymi z ciekawości. Dużo osób wokół mnie mówiło, że samotnie podróżująca kobieta, nie da sobie rady sama w kraju, gdzie panuje szariat. Albo nawet jeśli da, to nic nie zobaczy, bo nigdzie jej nie wpuszczą. Nic bardziej mylnego! Zrobiłam w Iranie wszystko, co planowałam i nie miałam z tym problemów. Rozmawiałam z lokalnymi duchownymi, piłam z nimi herbatę w meczecie i fotografowałam muzułmańskie ceremonie zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn. Miałam wręcz poczucie, że bycie kobietą pomagało mi lepiej poznać Iran. Bo jako kobieta mogłam zobaczyć zarówno świat męski, jak i kobiecy. Głównie dlatego, że ceremonie dla mężczyzn, odbywają się publicznie i każdy może je zobaczyć. Natomiast ceremonie dla kobiet, są ściśle strzeżone i tylko kobiety mogą w nich uczestniczyć. Dlatego kobieta może zobaczyć oba światy, podczas gdy mężczyzna już tylko jeden. Jeśli ktoś byłby ciekawy, to zdjęcia ze wspomnianych ceremonii, można znaleźć na moim blogu.
Co dała Ci ta podróż?
Mogłabym wymieniać długo! (śmiech) Na pewno jeszcze bardziej otworzyła mi oczy na wiele spraw i sporo nauczyła. Ale chyba najwięcej dała mi pod kątem osobistym. Pokazała, że bez względu na pochodzenie, często więcej nas łączy, niż dzieli. Tylko musimy dać sobie wzajemnie szansę. Iran jest krajem, gdzie nawiązałam naprawdę szczere i silne przyjaźnie. Choć pojechałam tam pierwszy raz pięć lat temu, to zawarte wtedy relacje trwają do dziś. Moi irańscy znajomi w międzyczasie odwiedzali mnie w Polsce, ja też odwiedzałam ich w różnych zakątkach świata. Dalej regularnie do siebie dzwonimy i nawet piszemy listy. Jest w tym ogromna magia. I nawet jeśli nie widzimy się wiele miesięcy, to gdy się już zobaczymy, wszystko jest tak, jakbyśmy widzieli się wczoraj. Dlatego jeśli pytasz, co dała mi ta podróż, to przede wszystkim, dała mi tych ludzi.
A pamiętasz swoją pierwszą samotną podróż? Dokąd pojechałaś i jakie odczucia Ci wtedy towarzyszyły?
Moje pierwsze samotne podróże, to były proste podróże po Europie. Nie były to zatem żadne wielkie wyprawy. Natomiast pierwsza większa samotna podróż, którą szczególnie zapamiętałam, to był wyjazd, kiedy miałam popłynąć w rejs przez Atlantyk. Poleciałam wtedy sama do Madrytu, gdzie spędziłam kilka dni, a potem pociągiem dojechałam do miejscowości La Línea de la Concepción, tuż obok Gibraltaru. Tam też spędziłam kilka dni. Później spotkałam się z kapitanem i resztą załogi, a potem już razem popłynęliśmy wzdłuż wybrzeży Afryki. Jednak ta podróż tak bardzo zapadła mi w pamięć, trochę jako „samotna”, bo właśnie w czasie, kiedy byłam sama i spacerowałam obok Skały Gibraltarskiej, spotkałam Przemka Skokowskiego (podróżnik, autor książki “Autostopem przez życie”), który akurat przeszedł Camino de Santiago i szukał jachtostopu na Wyspy Kanaryjskie. W ogóle nie miałam pojęcia, że on tam będzie i dosłownie „po prostu się minęliśmy”. Ja się zatrzymałam, on się zatrzymał. Ciężko było nam uwierzyć w taki zbieg okoliczności! Okazało się, że świat jest naprawdę mały. Siedliśmy wtedy razem w marinie i zaczęliśmy rozmawiać o naszych podróżach, dalej śmiejąc się, że jak to w ogóle możliwe, by tak się przypadkiem spotkać na drugim krańcu Europy.
Z tego co wiem, to nie był jedyny taki zbieg okoliczności w Twoim życiu.
Tak, to prawda. Później coś podobnego zdarzyło mi się jeszcze podczas mojej trzeciej podróży do Iranu. Idąc ulicą w Shirazie, spotkałam grupę osób, które okazało się, że były na mojej prelekcji o Iranie. Usłyszałam od nich wtedy, że po tej prezentacji sami zdecydowali się pojechać do tego kraju. To było niesamowite i nie wiedziałam kompletnie, co powiedzieć! Zupełnie mnie zatkało. Zrobiliśmy sobie nawet pamiątkowe zdjęcie, bo uznaliśmy, że inaczej ludzie nam nie uwierzą. Innym razem na lotnisku w Gruzji spotkałam dziewczynę, z którą wcześniej rozmawiałam poprzez mojego bloga, także o Iranie. Też nie mogłyśmy uwierzyć w ten zbieg okoliczności. Takich rzeczy nigdy się nie zapomina.
A jak to jest z tymi podróżami… Czy kierunki, które obierasz są dyktowane na przykład marzeniami czy wynikają po prostu z chęci poznania nowych miejsc, poszerzania horyzontów? Gdybyśmy miały powiedzieć o Twoim największym podróżniczym marzeniu – to jest ono już za Tobą czy nadal czeka na spełnienie?
To zależy jak na to patrzeć! Bo z marzeniami jest tak, że one się nigdy nie kończą. Kiedy spełnisz jedno marzenie, to pojawia się następne. Ja miałam sporo różnych podróżniczych marzeń i ciężko powiedzieć, które było tym największym. Wszystkie były dla mnie ważne, ale jednocześnie zupełnie inne. Jedne marzenia były związane z poznawaniem danej kultury, inne z żeglarstwem, jeszcze inne z pieszymi wędrówkami. Jeśli chodzi jednak o te bieżące, to niech póki co pozostaną tajemnicą. Przynajmniej do czasu aż przejdę do ich spełnienia. Bo to dla mnie właśnie czyni marzenia tak magicznymi. Do momentu aż zaczynamy przekuwać je w rzeczywistość, są tylko nasze. Są czymś bardzo osobistym, co rodzi się w nas, rośnie w nas, dojrzewa w nas i spełnia się razem z nami.
W takim razie już teraz życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń – tych mniejszych i tych większych. Podróży tych bliższych i tych dalszych. A czy zdradzisz nam chociaż gdzie Patrycja będzie za 5 lat? Czy taka niespokojna dusza jak Ty, planuje w ogóle przyszłość i ma jakiś cel, który chce osiągnąć, czy raczej płynie na fali?
Moim najważniejszym celem w życiu, jest być szczęśliwą. Dlatego nie powiem, co dokładnie będę robić za 5 lat. Dla mnie robienie czegokolwiek nie ma sensu, jeśli nie daje mi to poczucia szczęścia. Ono natomiast jest płynne. Na różnych etapach życia, różne rzeczy czynią nas szczęśliwymi. Choć oczywiście planuję przyszłość i mam konkretne cele, to jednocześnie nie wykluczam, że mogą się one zmienić. Poza tym, sytuacja w świecie zmienia się dynamicznie i to również weryfikuje nasze plany. Jeszcze do niedawna myślałam o otworzeniu własnego biznesu turystycznego w Hiszpanii. Teraz przez pandemię, cała turystyka padła i lepiej, że tego nie zrobiłam. Być może kiedyś wrócę do tego tematu, ale raczej nie teraz. Także widzisz, coś niezależnego ode mnie, sprawiło, że zmieniły się moje plany. Chociaż zupełnie nad tym nie ubolewam, bo wychodzę z założenia, że kiedy zamykają się jedne drzwi, to otwierają się kolejne. Mam więc już nowe pomysły i niedługo pewnie ujrzą światło dzienne.
Zróbmy proszę jeszcze małe podsumowanie… W swoim życiu odwiedziłaś ponad 30 krajów. Wydaje się, że ostatnio wybrałaś nieco bardziej stacjonarne życie.
Obecnie moje życie jest bardziej stabilne, ale dalej realizuję moje pasje. Różnica jest taka, że już nie podróżuję każdego miesiąca do innego kraju, ale jestem bardziej w jednym miejscu. Na samym początku moich podróży, ciągle odwiedzałam nowe kraje, więc były one intensywniejsze. Później jednak zaczęłam bardziej skupiać się na powrotach do jednego miejsca lub mieszkaniu i życiu w danym kraju. Kilkukrotnie wracałam do Iranu, później mieszkałam na Karaibach, następnie wyjechałam do Hiszpanii.
Czy to oznacza, że Twoja dusza podróżnika została chwilowo zaspokojona?
Zależy jak na to patrzeć. Mam w swoich planach kilka większych podróży w zupełnie nowe miejsca, ale już nie czuję w tym takiej presji jak kiedyś. Wydaje mi się, że prawie każdy ma taki etap zachłyśnięcia się podróżami, kiedy dopiero zaczyna je odkrywać i nie może się nimi nasycić. Chce więcej, więcej i więcej. Tak bardzo, że prawie nie ma w tym umiaru. Pakuje plecak, wyjeżdża, wraca i zaraz znowu wyjeżdża. Za wszelką cenę. Choćby potem miał przez miesiąc jeść tylko konserwy, bo i tak mi się zdarzało. Zwykle ten etap trwa jednak kilka lat i później się stabilizuje. I być może dobrze. Znam ludzi, którzy pozostali na tym etapie zbyt długo i wcale im nie zazdroszczę. Są to osoby, które mają już po 40-stce i nadal zdarza im się brać na wyjazdy pieniądze od rodziców, mówiąc im jednocześnie, że to na opłaty za mieszkanie. Podróże są wspaniałe, ale jeśli zna się umiar.
Czujesz się spełniona? Życiowo, podróżniczo, zawodowo?
Za dużo mam jeszcze do zrobienia, by mówić o spełnieniu! (śmiech) Czuję się zadowolona z tego, co do tej pory zrobiłam, ale mam jeszcze tyle marzeń i planów, że jakbym przytaknęła, to byłoby to na wyrost.
A żałujesz czegoś? Gdybyś mogła cofnąć czas, to chciałabyś, aby któraś Twoja podróż wyglądała inaczej?
Na pierwsze pytanie odpowiedź brzmi nie. Na drugie tak! (śmiech) Niczego nie żałuję, bo wiem, że w danym momencie swojego życia i w danym wieku, realizowałam moje podróże najlepiej jak mogłam, biorąc pod uwagę wiedzę i zasoby, jakimi wtedy dysponowałam. Wtedy nie zorganizowałabym ich lepiej, bo nie miałam doświadczenia, które mam dzisiaj. Jednocześnie mając obecne doświadczenie, oczywiście mam inną perspektywę i z tej perspektywy zaplanowałabym niektóre podróże w inny sposób. Myślę jednak, że żałowanie czegokolwiek nie ma sensu. Bo to właśnie dzięki temu, że robimy pewne rzeczy tak, a nie inaczej, ostatecznie uczymy się tego, co jest najważniejsze. Życie jest doświadczeniem. Próbowaniem, szukaniem, odnajdywaniem.
Patrycjo, a co w takim razie odnajdujesz w fotografii? Jest ona jedną z Twoich pasji, ale jest także Twoim zajęciem. Uwieczniasz w kadrze swoje wyprawy, życie innych. Często wracasz do swoich zdjęć z podróży?
Lubię do nich wracać, bo wtedy czuję to, co czułam w momencie wykonywania zdjęcia. To jest jak przeniesienie się w czasie.
Wolisz fotografować ludzi i codzienne życie czy naturę, budynki?
Zdecydowanie ludzi i życie codzienne! Dla mnie fotografia jest tym lepsza, im więcej wywołuje emocji. Natomiast emocje są przede wszystkim w ludziach, w ich życiu. Uwielbiam fotografie, które sprawiają, że przechodzi mnie dreszcz i pochylam się nad czyjąś historią. Chcę ją poznać lepiej, głębiej, mocniej. To jest to! To właśnie uwielbiam u innych fotografów i staram się rozwijać u siebie. Kiedy patrzę na zdjęcie i nie czuję żadnych emocji, to tak jakbym słuchała muzyki i też niczego nie czuła. Teoretycznie taka muzyka mi nie przeszkadza, ale również mnie nie porusza. Chociaż oczywiście, czasem też fotografuję budynki i krajobrazy. Zwłaszcza jeśli w pobliżu nie ma ludzi (śmiech). Poza tym, krajobrazy także mogą wywoływać emocje…
Na koniec chciałabym Cię zapytać jeszcze o jedną kwestię. Dzięki swoim podróżom miałaś okazję żyć w różnych kulturach i poznawać mentalność mieszkańców różnych zakątków świata. Widziałaś ich codzienność od kuchni. To, jak funkcjonują, jakie mają podejście do życia. Czego według Ciebie, my Polacy, moglibyśmy uczyć się od innych kultur?
By być dla siebie zwyczajnie miłym. Zauważyłam, że w Polsce prawie nie ma kultury bycia życzliwym dla innych. Natomiast w Hiszpanii przywykłam do tego, że idąc ulicą, uśmiecham się do ludzi i oni uśmiechają się do mnie. Że jak idę do kawiarni i siadam przy barze, to rozmawiam z panią, która mi tę kawę robi. Pytam jak jej minął wczorajszy dzień i życzę jej udanego dnia dzisiaj. Ona podając kawę, życzy mi tego samego. Takie proste małe rzeczy. One sprawiają, że zupełnie nic nie tracimy, ale możemy wyłącznie zyskać. Bo świat dzięki nim jest piękniejszy, ale i nasza codzienność jest piękniejsza.
Myślę sobie, że ta byłaby jeszcze piękniejsza, gdybyśmy swoich wyobrażeń o świecie, innych kulturach i narodowościach nie budowali na podstawie powszechnych stereotypów. Nie musimy też pakować plecaka i próbować żyć życiem innych, by zrozumieć ich rzeczywistość. Czasem wystarczy otwarta głowa, szersze spojrzenie i prawdziwa chęć zrozumienia. Możemy też czerpać wiedzę i doświadczenie od innych. Na przykład od Patrycji, która pod adresem www.archiwapodrozy.pl prowadzi bloga podróżniczego, a do swojego świata zabiera nas dzięki fotografiom publikowanym na stronie www.patrycjaborzecka.pl. Zatem – czas na małą podróż.