Piotr Strzeżysz

„LUDZIE CZĘSTO POSTĘPUJĄ WEDŁUG UTARTEGO SCHEMATU TAK, BY WPASOWAĆ SIĘ W PRZYJĘTE RAMY. A ŻYĆ TRZEBA TAK, JAK SIĘ CHCE, A NIE JAK WYPADA” – PIOTR STRZEŻYSZ

Kiedy myśli: “podróżnik”, widzi Shackletona albo Amundsena. O sobie woli mówić włóczykij albo… wariat. Lata temu porzucił pracę w szkole po to, by mieć więcej czasu na podróże. Podróże, które nie są jedynie częścią jego życia, ale są całym życiem. W nim, jeśli kieruje się czymkolwiek, to jedynie intuicją. Ale to serce, dawno temu, podpowiedziało mu, że jego przeznaczeniem jest rower. Posłuchał. Dziś, dla wielu osób, jest ikoną rowerowego podróżowania. O życiu w drodze, o podróżowaniu na dwóch kółkach i spełnianiu pragnień – Piotr Strzeżysz, człowiek, który na rowerze wymknął się systemowi i przełamał jedyny obowiązujący schemat. 

Piotrze, na początek mała retrospekcja. “Tak sobie siedzę i się cały czas zastanawiam: co ja tutaj robię? 43 lata na karku. Domu nie mam, rodziny nie mam, pracy nie mam, bezrobotny jestem od kilku lat. I tak się zastanawiam, jak to się wszystko poukładało, że przez 43 lata mojego życia, doszedłem tu. Doszedłem do kolumbijskiego rowu. Może właśnie tyle osiągnąłem w życiu? Na tyle sobie zasłużyłem? Na nocleg przy drodze w kolumbijskim rowie”. Jak po tych kilku latach zweryfikowałbyś te słowa? Dokąd doszedłeś? Na jakim etapie życia jesteś teraz? 

Od czasu, kiedy powiedziałem te słowa minęło 5 lat. Czy wiele się zmieniło? Praktycznie nic. Może nie siedzę już w rowie, ale nie nabyłem też żadnych dóbr, nie wybudowałem domu, nie założyłem rodziny. Więc osiągnięć chyba nadal brak. Nadal jeżdżę rowerem. Nadal śpię w namiocie. 

Chyba jednak trochę się wydarzyło? Napisałeś dwie kolejne książki, przejechałeś obie Ameryki… 

Ale nadal spałem w rowach (śmiech). 

Dobrze, ustaliliśmy już, że Twoje życie w ogóle nie zmieniło się przez ten czas. A Ty? Podróż zmienia człowieka?

Podróż w sensie geograficznym, w sensie pokonania jakiegoś odcinka, nic nie zmienia. Zmienić mogą Cię ludzie, których spotykasz. Sytuacje, które przeżywasz. Tylko wiesz, to nie zmieni charakteru człowieka. Myślę, że jestem cały czas takim samym człowiekiem. Że te lata w podróży w ogóle mnie nie zmieniły. To nie jest tak, że jestem bardzo naiwny i ufny, pojadę gdzieś i nagle zacznę być bardzo podejrzliwy w stosunku do ludzi. Że jestem tchórzliwy, a po przejechaniu tysięcy kilometrów rowerem, nagle jestem superodważny. To tak nie działa. Nie wiem co musiałoby się stać, żeby taka podróż zmieniła człowieka, jego charakter… Uważam, że jeśli zachodzi w ogóle jakaś zmiana, to ona jest takim nadbudowaniem tego, co już mam. U mnie to bardziej działa tak, że jak ufam ludziom, to po takiej podróży jeszcze bardziej im ufam. I wiem, że to kiedyś może się zemścić. Że ktoś kiedyś utnie mi głowę, bo nie będę uważał i trochę nonszalancko podchodził do kwestii niebezpieczeństwa. 

Chcesz powiedzieć, że podczas tych wszystkich podróży, podczas nocy spędzonych w rowach przy autostradach, nigdy nie czułeś strachu?

Czasami czuję niepokój. Są miejsca, w których czuję, że coś jest nie tak i że wypadałoby się ewakuować.

I co wtedy robi Piotr? Zabiera się z tego miejsca czy próbuje uciszyć intuicję?

Ucieka! Bardzo słucham intuicji. Jeśli w życiu kieruję się czymkolwiek, to chyba głównie intuicją. Oczywiście są takie sytuacje, kiedy nie mam za bardzo wyjścia. Jestem na pustkowiu, gdzie dookoła nie ma kompletnie niczego, jestem bez sił, a wokół szaleje burza. Wtedy nie udaję supermana, tylko rozbijam namiot i śpię. Może nie czuję wtedy strachu, ale spory dyskomfort.

I nigdy nie poczułeś się zagrożony?

Zdarzyła mi się raz taka sytuacja. W Kolumbii… Ale trochę na moje własne życzenie. Jechałem po okolicy owianej złą sławą. Ludzie mówili mi, żebym tam nie jechał… A ja pojechałem. Nocą. I podjechało do mnie dwóch typów. Byli naprawdę agresywni. Ja byłem trochę w amoku, działałem jak automat. Wykręciłem rower i chciałem jechać w drugą stronę. Oni za mną, więc zrobiłem jeszcze jeden unik. I to pewnie byłby mój ostatni, gdyby nie to, że właśnie jechała karetka w moją stronę. Wyskoczyłem na środek ulicy i zacząłem machać. Karetka się zatrzymała, a tamci uciekli. I ok, ja wiem, że dla niektórych to jest sposób na życie. Nie powiem, że to są źli ludzie. To ludzie, którzy zostali tak wychowani. Aby pokazać, że jest się kimś, to muszą komuś uciąć głowę, kogoś zastrzelić… I można to negować, ale nigdy nie wiesz, w jakich warunkach dorastał taki człowiek, co widział i czego doświadczył. 

Zawsze i dla wszystkiego masz tyle zrozumienia?

Wiesz, w drodze często mnie zatrzymywali różni ludzie. Miałem taką sytuację na granicy ze Stanami. Wtedy rzeczywiście się przestraszyłem, bo jechały dwa wypasione SUV-y. Wysiadło z nich kilku napakowanych kolesi, których nie chciałabyś spotkać na swojej drodze. Zatrzymałem się i myślę: “No dobra, nic nie możesz zrobić. Będzie piw paw i tyle”. A oni podchodzą, zaczęli mnie klepać po ramieniu i pytają, czy mam wodę. Ja jeszcze bardziej spięty, a ci wyjmują i rozkładają mi wałówkę na kilka dni. Chipsy, orzeszki, sok. Pożyczyli szerokiej drogi i pojechali dalej. Więc nie ma tak naprawdę żadnej reguły. W drodze możesz spotkać różnych ludzi, doświadczyć różnych sytuacji. Owszem, na pewno zmienia się też punkt widzenia – w sensie, że pewne rzeczy, które kiedyś wydawały Ci się nieosiągalne, nagle wydają się takie normalne. Sytuacje, które wydawały Ci się nie do przejścia, nagle gładko stają się historią. Odległości, które wydawały się jakieś nie do pokonania… nagle okazuje się, że to wszystko jest kwestią skali, jakiegoś punktu odniesienia. 

U osoby, która nauczona jest życia w podróży chyba wygląda to nieco inaczej, prawda? 

Pewnie tak. Nawet wczoraj rozmawiałem z przyjacielem i mówię mu, że lecę niebawem na Islandię. Na krótko, bo na dwa miesiące. A on do mnie: “Tak Piotrek, to rzeczywiście krótko. Ja mam w roku dwa tygodnie urlopu…”.

Ale my już doskonale wiemy, co się robi, aby mieć więcej czasu na podróże, prawda? 

Masz na myśli to, że rzuca się pracę? 

Zrezygnowałeś z pracy w szkole po to, by żyć w drodze. Żałowałeś kiedykolwiek swojej decyzji? 

O nie! To była świetna decyzja. Jedna z najlepszych w moim życiu. Czego żałować? Zobacz, nic nie robię i żyję. Podróż jest łatwiejsza niż życie. O wiele łatwiejsza. A rowerem to już w ogóle… 

A to ciekawe! Czyli poszedłeś w życiu trochę na łatwiznę?

No jasne! Jestem tak leniwym człowiekiem, który lubi robić wielkie nic, że jeżdżę sobie tym rowerem. To jest taka ucieczka od trudności życia. 

Ale zaczekaj. Zatrzymajmy się na chwilę i zweryfikujmy łatwość tego wszystkiego. Jedziesz tym rowerem po kompletnym pustkowiu. Nie ma nic. I nagle zapada noc… 

No? Jest noc, to normalne, że musisz gdzieś spać. 

Ale nie ma hotelu. 

No nie ma. Ale zobacz jaki jest komfort życia w drodze. Jadę, rozglądam się, zatrzymuję się. Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem jak tutaj przyszedłem, był ten kąt. Spójrz! Przecież to jest idealne miejsce na rozbicie namiotu! 

Gdzie? Tutaj? W tym kącie za krzakami? 

No tak. Zerknąłem od razu na to miejsce i pomyślałem, że to jest to. Jest przytulone do budynku, osłonięte tymi choinkami. O, a tam jest jeszcze kranik! Widzisz, to nie jest problem! A jeszcze jak jedziesz przez pustkowie, gdzie prawdopodobieństwo tego, że pojawi się tam jakikolwiek człowiek jest znikome, to rozbijasz namiot, śpisz tyle, ile potrzebujesz, wstajesz, jesz śniadanie, zwijasz namiot i jedziesz dalej. 

I już?

No i już. To jest prostsze niż życie!

A gdzie jedziesz?

A gdzie chcesz. Jedziesz na północ, na południe. 

Twoje podróże mają jakiś cel? Dokąd zmierzasz? 

Kiedyś miały. Bywało, że sobie wyznaczałem jakieś cele, ale one wiązały się bardziej z przejechaniem z punktu A do punktu B. Miałem na przykład kupiony bilet do Pekinu, a za dwa miesiące miałem wrócić z Nepalu. Więc najważniejsze było tylko przedostać się na czas, a to czy pojadę tu czy tam – jak wiatr zawieje. 

Piotrze, a chciałabym jeszcze na chwilę wrócić do kwestii tego, czy podróże mogą nas czegoś nauczyć. Przemierzając świat wzdłuż i wszerz, spotykasz różnych ludzi, różne kultury. To nie oddziałuje na człowieka? 

Takie spotkania mogą poszerzyć wiedzę. Potrafię wyobrazić sobie człowieka, który na przykład nie był tolerancyjny, który uprzedzony był do inności. Podążał za tymi stereotypami, że “Hindusi się nie myją”, “czarni są leniwi”. A później poznaje te kultury i widzi jednak, że jedni się myją, drudzy są pracowici. Że są “normalni”, a może nawet “lepsi”? Więc pod tym względem, podróże poszerzają horyzonty. Podróż może nie zmieni człowieka, ale może go wiele nauczyć.

A Ciebie czego nauczyła? 

Zaczynając od bardzo przyziemnych rzeczy, które dla kogoś mogą wydawać się bez żadnej wartości – dowiedziałem się, że w środku kokosa wcale nie jest mleczko kokosowe, tylko woda. Tego, że kiedy ludzie zachowują się nieco dziwnie w stosunku do Ciebie, to może wynikać to z ich kultury. Na przykład w Birmie – czułem się tak, jakbym był na planie Latającego Cyrku Monty Pythona. Tam jest stosunkowo mało turystów, nie ma transportu publicznego, a co więcej – Birmańczycy nie mogą przenocować obcokrajowca. Nie ma nawet opcji zanocowania u kogoś na podwórku. 

Czyli w Birmie nie sprawdził się Twój schemat: jadę, zapada mrok, zatrzymuję się i śpię. 

Nie, ale tam mnisi są drugą władzą, więc można nocować w klasztorach. A tam z kolei poznałem tajemnicę białych twarzy. Kiedyś myślałem, że upudrowane twarze ludzi w Birmie, to pamiątka po jakiejś cepelii, festiwalu… A okazało się, że jest to proszek z drzewa tanaka, który z jednej strony jest pewnego rodzaju formą estetyczną, ale główną jego funkcją jest po prostu ochrona przed słońcem. I ok, mogłem sobie to wygooglować, ale doświadczając tego na żywo, takie rzeczy odczuwa się zupełnie inaczej. 

Trochę świata już zwiedziłeś, prawda? Został jeszcze jakiś ląd nieodkryty? Największe marzenie geograficzne, które czeka na spełnienie? 

A co ja tam zwiedziłem? (śmiech) Chciałbym jeszcze kiedyś pojechać na Ziemię Baffina. To jest taka duża wyspa na północnym wschodzie Kanady. Jedna z największych wysp na świecie. O tak, tam bym kiedyś pojechał… Tylko nie wiem czy z rowerem, bo tam nie ma dróg… 

Marzysz o miejscach, o istnieniu których nawet nie wiedziałam. No  ale tak, co Ty tam zwiedziłeś… Piotrze, a chciałam jeszcze na chwilę wrócić do filmu „Nie dojechać nigdy”, którego jesteś bohaterem. Jest w nim sporo momentów, w których człowiekowi mogą nieco spocić się oczy. Mi w pamięć zapadł szczególnie jeden. Kiedy siedzisz ze złamaną rzepką oznaczającą koniec przygody, koniec podróży. Ze łzami w oczach mówisz, że było trudno, było ciężko, ale było warto. Warto, bo “było strasznie ładnie”. W codziennym życiu to też tak działa? Zawsze potrafisz sobie wszystko przetłumaczyć? Dopatrywać się dobrych rzeczy w potknięciach i porażkach? 

Oj nie zawsze. Ten wyjazd był dla mnie bardzo ważny. O ile zazwyczaj wyjeżdżam bez celu, podczas tego wyjazdu chyba sam sobie chciałem coś udowodnić. Od dawna chciałem przejechać obie Ameryki rowerem. Próbowałem już w 2011 roku, ale wtedy się nie udało. Drugą próbę podjąłem dwa lata później. Byłem nieprawdopodobnie silnie zmotywowany, wyjątkowo przygotowany. Miałem 10-11 miesięcy na przejechanie 27 tys. km. Wszystko szło idealnie. Miałem super pogodę, dużo sił… I się skończyło. To fakt, że zawsze staram się takie rzeczy jakoś sobie racjonalizować. Tłumaczyć, że zawsze mogłoby być gorzej. Doszukiwać w tym dobrych stron. Nie ma sensu ciągle marudzić. Świat jest taki, jakim go widzisz. Jest taki, jacy sami jesteśmy.

To podobnie jak z życiem według narzuconego schematu.  

Dokładnie! Mówiłem już o tym w filmie, że jedyny obowiązujący schemat to szkoła, studia, praca, rodzina, emerytura. Ludzie często postępują według utartego schematu tak, by wpasować się w przyjęte ramy. Nie żyją tak, jak naprawdę chcą. A żyć trzeba tak, jak się chce, a nie jak wypada!

A jak to jest wyrwać się z tego schematu? Myślę, że rzadko kiedy ludzie mają taką odwagę, żeby z dnia na dzień rzucić wszystko i wyjechać – nawet nie w Bieszczady, a nieco dalej. Dużo ryzykowałeś? 

No właśnie nie, bo niewiele miałem. Nie miałem rodziny, nie miałem dzieci. Nie miałem pracy, do której nie mógłbym wrócić. 

A Ty od razu odnalazłeś się w takim schemacie życia bez planu?

Ja nie lubię takiej organizacji. Lubię chaos. Nawet jak się gdzieś zatrzymuję, to na tym pustkowiu lubię porozkładać sobie wszystkie rzeczy. Otaczać się takim… bałaganem?

To już tak na zakończenie… Gdybyś miał określić siebie jednym słowem, to co byś powiedział? Podróżnik, włóczykij, globtroter…? 

Wariat. 

Wariat, który twierdzi, że wsiadł na rower uciekając od trudności życia. Choć w podróży nie raz miał pod górkę, to uważa, że przełamanie obowiązującego schematu i wymknięcie się systemowi jest najlepszym, co go w życiu spotkało. Bo żyć trzeba tak, jak się chce, a nie jak wypada.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *